racjonalista
Komentarze do artykułów: 13
Doriska - Dobry Boże, czy Pani to na poważnie, czy resztki mózgu już nie zdołały się obronić? Jedyną osobą do której pasuje przytoczony do Pani cytat jest Pani sama... Zero argumentów, jedynie w kółko wykrzykiwane, że dziecko przyjąć należało, nic do Pani nie dociera. Po raz kolejny i OSTATNI wytłumaczę Pani na czym sytuacja polega i nich chociaż przez chwile spróbuje Pani uruchomić myślenie: 1. Stan dziecka nie zagrażał życiu - nie należało się przyjęcie poza kolejką w dowolnie wybranym przez rodziców miejscu. 2. Lekarz biorąc pod uwagę liczbę ludzi w kolejce, którzy nie dość, że byli wcześniej zapisani, to również MUSIELI ZOSTAĆ PRZYJĘCI. Niech do Pan dotrze, że w tej kojce również byli chorzy ludzie i dzieci. 3. Pielęgniarki w związku z tym sugerują rodzicom nie czekać z dzieckiem, bo doktor prawdopodobnie przy tej ilości pacjentów (TAK, CHORYCH LUDZI, KTÓRYM RÓWNIEŻ NIE WIADOMO CO JEST I TRZEBA ICH PRZEBADAĆ BO ZAPISALI SIĘ DO KOLEJKI) nie zdąży przyjąć jeszcze jednego dziecka, żeby udali się do SORu gdzie zostaną przyjęci. 4. Rodzice czekają z chorym dzieckiem, po to żeby nagrać rozmowę z lekarzem, nikt nie wie po co i co z tego nagrania wynika. 5. W końcu rodzice jadą do SORu jak im zalecono i dziecko jest przebadane. Czy dziecko zostało przebadane ? Tak. Czy jego stan był nagły? Nie. Spróbowała by się Pani przez chwilę zastanowić, czy wśród ludzi którzy czekali z dziećmi w kolejce, również nie było zdiagnozowanych chorób i ile z nich mogło się okazać poważnymi? I jeśli lekarz zrezygnował by z któregoś z tych pacjentów, po to żeby przyjąć to dziecko tu i teraz, a stan (zapisanego wcześniej pacjenta, który nie zmieścił się do przyjęcia przez wepchnięcie dziecka do kolejki) pogorszył by się i spowodował poważny uszczerbek na zdrowiu? Jaka wtedy była by afera i czyja była by wina? Pani wykrzykiwania są zupełnie bezpodstawne, jedyny Pani argument to chore dziecko. Chore, nie w stanie nagłym, chore i nie zbadane tak samo jak ludzie w kolejce, dociera? Niech Pani zrozumie, że rodzice, którzy dbają o zdrowie chorego dziecka i chcą pomocy, nie czekają z dyktafonem i nie nalegają żeby ich przyjęto pomijając innych chrych ludzi, tylko szukają w pierwszej kolejności pomocy gdzie jest to możliwe. Dostali namiary na takie miejsce i udzielono im tam pomocy, powinni pojechać tam od razu.
Doriska - koniec tej dyskusji, bo to jak grochem w mur... kinia434 - właśnie co do tego ilu było oczekujących na doktora pacjentów nie wiemy, jak wielu innych rzeczy w sprawie których powinien się wypowiedzieć sam lekarz, dlatego ja się póki co wstrzymam w sprawie oceny postępowania. Nie znamy przebiegu rozmowy z lekarzem, a znając niektórych ludzi, można by się było również spodziewać, że to ton rodziców i wymuszanie przyjęcia na lekarzu, który miał już pełno chorych ludzi do przyjęcia zadecydował o takiej jego decyzji. Jak dla mnie za dużo niewiadomych do jednoznacznej oceny. Ale wbrew tego co niektórzy mówią, wina nie musi być wcale po stronie lekarza i jak już po raz kolejny powtarzam, zachowanie rodziców odbiega daleko od prawidłowego, nacelowanego na dobro dziecka.
kinia434 - a gdzie i w jaki sposób ja tutaj kogoś obrażam, albo 'jadę' na Panie? Staram się po prostu przemówić do rozsądku i proszę o sensowne podejście do sytuacji z każdej strony, a nie emocjonalne krzyczenie że chore dziecko trzeba przyjąć!!!, a lekarz to jakiś cham i w ogóle cały ośrodek zagraża życiu pacjentów... ja widzę dużo więcej uchybień w zachowaniu rodziców niż lekarza i tej opinii, nie ubliżając nikomu, będę się trzymał.
Miejmy nadzieję, że wyrok nie będzie jednak po stronie ojca, było by to oczywiście niesłuszne. Ja już nie wiem jak Pani przemówić do rozsądku.. Dziecko zostało przebadane, to po pierwsze. Nie zostało przebadane w Tymbarku ponieważ tam lekarz miał już do godziny 18 pełna kolejkę chorych dzieci które również musiał przebadać i które były wcześniej zapisane. Dlatego rodzice zostali skierowani do SORu, gdzie i tak by trafili po 18 kiedy lekarz skończył by dyżur. Tak więc zostali słusznie poinformowali, gdzie wcześniej mogą zostać przyjęci. Oni zamiast tego, czekali z dyktafonem wymuszając przyjęcie na lekarzu.
Panie uważają, że nikt z opowiadających się tutaj za lekarzem, nie miał nigdy chorego dziecka? Hipokryzja przekracza wszelkie granice.. Otóż drogie Panie, myślę, że każdy to przeżył, ja na pewno. Ale strach towarzyszący chorobie nie może towarzyszyć panice i nieracjonalnemu zachowaniu. Rodzice najpierw powinni się zorientować telefonicznie, gdzie mogą zostać najszybciej przyjęci. Nawet jeśli tego nie zrobili, zastając w Tymbarku dużą kolejkę do lekarza, oraz będąc poinformowanymi o możliwości przyjęcia w innym ośrodku, powinni się tam udać. Nie czekać ponad godzinę na lekarza, żeby domagać się przyjęcia TU i TERAZ z dyktafonem...
Można spekulować, moim zdaniem po stronie nieodpowiedzialnego i co najmniej dziwnego, zachowania się rodziców się nie opowie. Swoją drogą, o jakim życiu dziecka na miłość Boską Pani mówi? 38 stopni to stan zagrożenia życia? Nawet niezdecydowana Pani z NFZ stwierdziła, że nie. Lekarzowi natomiast nie tyle się nie chciało, co był zobowiązany do kolejki innych RÓWNIEŻ CHORYCH dzieci na Boga... Widzą ich dużą ilość i stwierdzając, że może nie mieć czasu, mógł słusznie zasugerować szukanie szybciej pomocy gdzie indziej. Oczywiście mogło też być inaczej, dopóki nie poznamy całej prawdy można się tylko domyślać pełnej sytuacji. Chcę tylko zwrócić uwagę, że lekarz niekoniecznie jest winny i zachowanie rodziców również zostawia wiele do życzenia.
Proszę Pani... SOR oczywiście nie pochwali ośrodka w Tymbarku, bo to najzwyklejsza konkurencja. Co więcej wszędzie i w każdym przypadku gdy gdzieś nie zostaje przyjęty pacjent, a później trafia do innego ośrodka w którym jest przyjęty, wszyscy są zdziwieni i zaskoczeni dlaczegóż to nie został przyjęty od razu tam. W większości takich ocen, nie jest oczywiście znana pełna sytuacja, której powodem była odmowa przyjęcia w pierwszym ośrodku. Tak działa konkurencja, nikt nie pochwali innej firmy. A co do tego, że Pani na miejscu lekarza by dziecko przyjęła, to proszę nie wydawać takich pochopnych ocen. Lekarz w POZecie przyjmuje setki dzieci i jeśli miał już w kolejce inne, również chore (może nawet ciężej, które zarejestrowały się na wizytę kilka dni wcześniej i czekały już ten czas, a stan dziecka nie był poważny, miał jak najbardziej prawo podjąć taką decyzję. Co do oświadczenia NFZtu to Pani która wypowiedziała się w tej sprawie, również nie zna jeszcze szczegółów, oraz pełnej sytuacji. Wydaje sprzeczne wobec siebie komunikaty, stojąc oczywiści po stronie 'uciśnionego' pacjenta, by przypodobać się opinii publicznej. Czy NFZ ma rację określi już sąd. A co do sprzeczności z NFZtu to proszę sobie przeczytać ten cytat: '- Jeżeli dochodzi do takich sytuacji, kiedy liczba osób zarejestrowanych danego dnia do lekarza jest już wykorzystana, to o przyjęciu oczywiście decyduje lekarz - mówi Aleksandra Kwiecień. - Ale lekarz kierując się swoją wiedzą medyczną powinien wiedzieć kiedy pacjent wymaga pilnej konsultacji. A w przypadku małego dziecka z podwyższoną temperaturą można zakładać, że jest potrzeba pilnej konsultacji i lekarz powinien to dziecko przyjąć. ' - czyli lekarz ma ocenić sam, ale zaraz Pani sugeruje że powinien przyjąć. To w końcu decyduje sam, czy nie sam?
@podlesiok - po pierwsze, to nie ośrodek POZ w Tymbarku wymaga od Pana deklaracji, to NFZ wymaga od każdego POZtu tej oto deklaracji. Na dodatek, skoro mieszka Pan tak blisko całe życie, czemu nie miał Pan tej deklaracji złożonej, ani nie złożył na miejscu? Po drugie, z oceną 'prawdziwego' lekarza, poczekał bym na oświadczenie jego osobiste w tej sprawie, bo nie miał obowiązku, a w związku z dużą ilością pacjentów, być może nawet możliwości, pomijając fakt, że takich ludzi jak owi rodzice zawsze jest całe grono i wszyscy chcieli by tylko krótkiej konsultacji poza kolejką i czasem przyjęć. Można to nazywać odsyłaniem, przenoszeniem odpowiedzialności, ale jeżeli lekarz zdawał sobie sprawę z dużej ilości pacjentów, braku czasu i być może innych czynnikach, prawidłowym było skierowanie rodziców na miejsce, gdzie owa pomoc może być im udzielona. @bearchen - oczywiście się mylisz. NFZ wyciąga owe konsekwencje, a w tym wypadku może być to grzywna oraz ukaranie -3pkt przy kolejnym kontraktowaniu ośrodka (co jest sumą bardzo dużą, kiedy z powodu braku pieniędzy w państwie, trzeba walczyć o każdy punkt, żeby dostać jakieś ochłapki pieniędzy). Co swoją drogą jest wysoce nieodpowiednie, jeżeli decyzja o przyjęciu dziecka leżała w rękach lekarza. To on podjął decyzję, a nie zarząd spółki i jeśli jego wina okazała by się prawdą (moim zdaniem oczywiście ta nie jest), to on powinien ponieść te konsekwencje. A co wynika z tego faktu? Że rodzice powinni udać się ze skargą DO firmy Chiramed (a nie NFZ), który jeśli przez to straci kontrakt, to nie tylko ten 'zły' lekarz straci pracę, ale także Ci niczemu nie winni i przez ludzi lubiani lekarze. Z tego wynika również kolejne dziwne zachowanie rodziców, które na mój rozum tłumaczy tylko celowe zaszkodzenie ośrodkowi w Tymbarku, a siedząc trochę w biznesie, nikogo takie działanie konkurencji nie zdziwi. @TuronGorski - ciekawi mnie Pańska opinia, chciałbym usłyszeć rozwinięcie tej dziwnej myśli? @Doriska - pierwszy artykuł portalu był ewidentnie stronniczy i naganiał ośrodek, przed jakimkolwiek jeszcze oświadczeniem, co zdarzyć się w żadnym wypadu nie powinno. To czy lekarz nie miał zbytniej możliwości, czy mu się nie chciało, jak podejrzewasz, najlepiej żeby wyjaśnił sam lekarz. Co do bez wątpliwego przyjęcia dziecka przez lekarza, dobrze napisał Pan namoR. Każdy myślący rodzic, chcący pomóc dziecku, w pierwszej kolejności wykonał by telefon do najbliższych ośrodków, a nie przyjechał gdzie popadnie i z dyktafonem żądał przyjęcia poza kolejką, jakby sytuacja zagrażała życiu. @HenrykV - czy zgodnie z prawem to rozstrzygnie już sąd, moim zdaniem postąpił jak najbardziej właściwie, a co do etyki to powinniśmy również poznać jego oświadczenie do zaistniałej sytuacji, żeby ocenić osobistą jego decyzję. Za to oświadczenie NFZtu (pocięte również przez redakcję) brzmi niesłychanie dwuznacznie, ponieważ raz twierdzi o obowiązku przyjęcia i uznania przypadku za pilny, a następnie oddaje decyzję o przyjęciu takiego pacjenta w ręce lekarza i sugeruje, że 'powinien' przyjąć. To w końcu albo musi, albo powinien? O sytuacji której napisałeś, że w szpitalu również mogło nie być miejsc, jest oczywiście Twoja racja. Tylko, że to rodzic najpierw powinien się chociażby telefonicznie zorientować w którym najbliższym punkcie jest najmniejszy ruch i tam się udać. Jeśli lekarz w tym ośrodku był jednoznacznie zapchany pacjentami to słusznie zalecił poszukania pomocy gdzie indziej, a jeśli tam również nie została by im udzielona, mogli by zrobić aferę, o ile przypadek faktycznie był pilny. A tak? w jednym POZecie był brak miejsc, więc zalecono wizytę w najbliższej opiece całodobowej, gdzie pomoc faktycznie została udzielona. Ot cała afera.
Oczywiście, że tak być powinno i oczywiście, że tak, Pani z rejestracji zadzwoni jak dostanie informację, że zwolniło się miejsce. To jest naturalne i normalne, jeśli jest inaczej to najprościej w świecie jest książka skarg pacjentów i Pani albo się nauczy, albo straci pracę. Ludzie muszą zmienić podejście, system jest jak najbardziej prawidłowy i rzeczą chorą jest budowanie patologicznych kolejek od rana, bo ludzie w XXIw. nie umieją korzystać z telefonu i przekazywać informacji.
Widzę, że ciężko się będzie do resztek rozsądku dostać. W celu o którym Pani mówi, POZ jest od poniedziałku do piątku w godz. 8 -18, żeby chore dziecko było w miarę możliwości przyjęte jak najszybciej, a stany nagłe są POZA kolejką. Dlatego terminy są do kilku dni, a nie tygodni jak to bywa w poradniach o których Pani się wypowiada. Tak więc powtórzę specjalnie dla Pani jeszcze raz system działania: dziecko ma niepokojące objawy: zapisujemy się do POZ, dłużej jak 3 dni na pewno Pani czekać nie będzie. Tutaj opcje są dwie, albo jest rejestracja, albo nie. W drugim przypadku rezerwuje sobie Pani te 3 dni wolne, najlepiej nocuje pod ośrodkiem żeby ustawić się jak najwcześniej w kolejce i liczy na to, że się Pani z dzieckiem załapie. W pierwszym dzwoni Pani z pytaniem o wolne miejsce i dostaje Pani konkretny dzień i godzinę, jak uważa Pani, że to za późno, może szukać Pani gdzie indziej. I po raz kolejny, żeby Pani zrozumiała, jeżeli dziecko nie będzie miało kataru i 37 stopni, tylko 39 i biegunkę itp. to przyjeżdża Pani od razu z przypadkiem NAGŁYM i idzie poza kolejką. Proste, ale do niektórych nie przemawia.
I jeszcze odnośnie poprzedniego Pani komentarza, że często rodzice z dziećmi nie przychodzą zgodnie z kolejką, bo stan dzieci się pogorszył itp. W takim wypadku to właśnie rodzice powinni czuć się w obowiązku dać znać przychodni o odwołaniu wizyty i zwolnieniu miejsca, żeby Pani z rejestracji mogły telefonicznie poinformować pacjentów potrzebujących pomocy szybciej, o wolnym miejscu. W tym wypadku to nie system rejestracji, a mentalność i nieodpowiedzialność ludzka zawodzi.
Chyba Pani żartuje? Uważa Pani, że praktyki stosowane w niektórych przychodniach polegające na systemie: kto przyjdzie pierwszy tego przyjmujemy, a gdy braknie miejsc to proszę przyjść jutro wcześniej? Tworzenie kilometrowych kolejek przez przychodzenie wszystkich ludzi na godz. 8 i koczowanie w ośrodku jest lepszym rozwiązaniem? Rejestracja na dany dzień i godzinę jest z oczywistych powodów o wiele lepsza, a przyjęcia poza rejestracją oczywiście dalej są możliwe, ale w przypadkach NAGŁYCH i wymagających natychmiastowej konsultacji. Jeżeli zaplanowana kolejka do lekarza jest pełna to od razu pacjent jest o tym informowany i ma możliwość szukania pomocy gdzie indziej, w Pani rozumowaniu rodzice z dzieckiem przyszli by zajmując ostatnie miejsce w kolejce i po godzinie przyjęć dowiedzieli by się, że dzisiaj już nie zostaną przyjęci, tak jak cały tabun ludzi którzy nie przyszli na godz. 8 i nie koczują od rana, do tego prowadzi brak rejestracji.
Mam nadzieję, że część z Państwa nie zna po prostu procedur, albo są zbyt przejęci faktem małego dziecka, żeby spojrzeć na sytuację jak trzeba. Po pierwsze nie widzę żadnych uchybień w postępowaniu lekarza. Jeśli rodzice nie mieli złożonej deklaracji w tym ośrodku (które jeden z rodziców posiadał, więc doskonale wiedział o jego wycofaniu), a stan dziecka nie zagrażał życiu, a umówmy się że 38 stopni i początek zapalenia gardełka przypadkiem zagrażającym życiu w żadnym stopniu nie jest, nie miał żadnego obowiązku przyjąć owe dziecko. Oczywiście mógłby to zrobić na prośbę rodziców, ale biorąc pod uwagę dużą liczbę planowych pacjentów miał powód do odmowy i udzielenia porada, aby rodzice z dzieckiem udali się tam, gdzie powinni udać się od razu, czyli na całodobową opiekę. Jeśli ktoś tutaj wykazuję ignorancję i nieznajomość przepisów to właśnie rodzice, którzy w ten sposób narazili zdrowie dziecka. Udali się w złe miejsce i mimo udzielonej rady, czekali tylko i wyłącznie aby nagrać lekarza (co prawdopodobnie nic nie wniosło skoro owego nagrania nigdzie nie widać). Z logicznego punktu widzenia, jedyne uzasadnienie na takie postępowanie rodziców to próba celowego zaszkodzenia lekarzowi/przychodni, więc bardzo dobrze, że sprawa trafi do sądu.