8°   dziś 5°   jutro
Środa, 27 listopada Walerian, Wirgiliusz, Maksymilian, Franciszek, Ksenia

Na przekór wszystkim chciałem mówić po naszemu

Opublikowano 17.05.2015 21:19:46 Zaktualizowano 04.09.2018 16:33:17 TISS

Rozmowa z Tomaszem Ćwikowskim, prezesem Oddziału Łąckiego Związku Podhalan, współwłaścicielem firmy ERBET

- Kiedy Pan chodził do szkoły, nauczyciele mocno piętnowali uczniów mówiących gwarą. Dziś siły kierują w obronie folkloru. Panu się udało zachować mowę dziadków?
- Taki to właśnie paradoks historii, że wcześniej próbowano nas zniechęcić do mówienia gwarą, a teraz nastąpiła moda na wszystko, co ludowe. A mnie się to zawsze podobało i choć bito w szkole linijkami za mówienie gwarą, to się jej nie wyzbyłem. Ja takich strasznych represji może nie doznałem, ale wielu członków naszego Związku opowiada, że będąc w liceum bali się odpowiadać na lekcji, bo zaraz słyszeli śmiech kolegów i nauczyciela na to, w jaki sposób mówią. We mnie stale brzmiały słowa Władysław Orkana, piewcy góralszczyzny: „ Tradycja jest Twoją godnością, Twoją dumą, Twoim szlachectwem, synu chłopski. Dbaj o zachowanie spuścizny Twych ojców: rodzimej sztuki, rodzimej kultury (…). Ze wsią swoją rodzinną żyj – i daj jej, co najlepsze, z duszy swej. Wróć braciom, coś wiedzą zdobył. – Nie przecinaj korzeni łączących Cię z rodna ziemią – choćbyś na końcu świata się znalazł. To tak, jakbyś przeciął siły żywota. To winieneś Duchowi swojemu i Ojcom swoim.”
- To one zainspirowały Pana do włączenia się w tworzenie Oddziału Łąckiego Związku Podhalan?
- I nie tylko do tego. One mnie inspirują w każdych działaniach, również w pracy. Kiedy mój kuzyn Wojciech Bogucki podjął w 2005 roku inicjatywę stworzenia oddziału, przyklasnąłem temu pomysłowi. Górale łąccy, zwani też białymi, dawno powinni byli dołączyć do wielkiej rodziny podhalańskiej. Dokumenty historyczne mówią jasno, że góralszczyzna była u nas od zawsze. Pisał o nas w XIX wieku między innymi Seweryn Goszczyński.
- A w Panu góralszczyzna była też od zawsze?
- Moja żona śmieje się, że ja na przekór wszystkim chciałem mówić po naszemu. Mama też się czasem złościła, gdy godołem. Wychowywałem się w Czerńcu na gospodarstwie rolnym, więc trudno było nie mówić jak wszyscy, którzy tam pracowali. Ja tę gwarę chłonąłem, podobnie jak wszystko co ludowe. Pamiętam, że jako dziecko nie mogłem się napatrzeć na dwóch starszych panów: Janca i Dudę, którzy z Zabrzeży do kościoła w Łącku zawsze chodzili ubrani w stroje góralskie. Ostatni tacy, co kultywowali tę tradycję. Gdy wstąpiłem do Związku pierwsze więc, co chciałem zrobić, to wyciągnąć z szafy swój strój i przywrócić ten zwyczaj. By ludzie chcieli chodzić w regionalnych odzieniach – i nie tylko od święta.
- Szuka Pan okazji, by pokazać się jako góral?
- Manifestowałem swoje pochodzenie na imprezie zorganizowanej z okazji 30-lecia Konspolu - setki gości i jeden przebrany (śmiech). Pamiętam, że w 2006 roku w Boże Ciało w procesji w góralskich strojach szło nas tylko sześciu, dziś maszeruje przeszło setka. A jak urośliśmy w siłę pokazują też nasze spotkania na Cisowym Dziele pod Modynią, gdzie odprawiana jest msza święta w góralskiej oprawie. Modlimy się gwarą, śpiewamy pieśni gwarą. W ich przekład sam się zaangażowałem, narażając się pewnie wszystkim polonistom. Bo trzeba wiedzieć, że co miesiąc w kościele parafialnym w Łącku mamy również swoje msze święte i na tablicach wyświetlane są teksty napisane gwarą – pewnie w oczy kolą niejednego nauczyciela (śmiech). Ale niestety nie jest łatwo pisać gwarą, bo gwarą się godo a nie pisze.
Cieszy mnie też to, że ludzie nie tylko ubierają się na ludowo na uroczystości kościelne, ale i wesela czy imieniny. Jeśli dotyczą członków związku, można się spodziewać, że nawet połowa gości będzie w strojach góralskich albo przynajmniej zaakcentuje swoje przywiązanie do tradycji jakimś elementem stroju.
- Pan manifestuje to widzę i na co dzień. Założył Pan do swojego biura koszulę z haftem góralskim...
- Kupiłem sobie ostatnio kilka koszul i oddałem do hafciarki, wybitnej naszej artystki Danusi Rams. Niektórzy mówią, że to profanacja.
- Pierre Cardin i parzenica?
- A mnie się to podoba, szczególnie, gdy młodzi takimi elementami zaznaczają swoją przynależność do góralszczyzny. Dziewczyny noszą torebki z haftami, chłopcy na dżinsach mają parzenice. Sam sobie też takie sprawiłem.
- Młodych łatwo jest przekonać do wstąpienia do Związku Podhalan?
- Nigdy nikogo nie namawiałem do wstąpienia do Związku, natomiast zostając prezesem, postawiłem na młodych. Oni są chlubą naszego łąckiego oddziału. Miałem jeden warunek - w zarządzie, gdzie może zasiadać maksymalnie dziesięć osób, połowę muszą stanowić młodzi. Tylko wówczas możemy prężnie działać. Bo to w młodych drzemie siła, chęć i zapał. A jak jeden się zaangażuje, to zaraz pociągnie drugiego... Tak to działa.
- Ilu już członków liczy łącki oddział?
- Przekroczyliśmy dwie setki. 200. członka przyjmowaliśmy w Częstochowie – to ksiądz Robert Biel.
- By przynależeć do oddziału trzeba urodzić się w Łącku?
- Nie, praktycznie każdy, kto identyfikuje się z celami naszego statutu może nim zostać – liczy się nie tylko miejsce urodzenia, zamieszkania, ale i przynależność kulturowa, zainteresowania. Związek Podhalan, to jak mawiał ks. Tischner związek ludzi, którym się chce chcieć.
- Co się zachciało mieszkańcom Łącka po powstaniu tutaj oddziału Związku? Jaki przez te 10 lat działalności wywarliście wpływ na środowisko?
- Coraz więcej osób identyfikuje się z folklorem. Dziś nikogo już nie dziwi, gdy ktoś przemyka w stroju góralskim ulicą. Mamy niezwykle umuzykalnioną młodzież i dzieci, którym, organizując różnego rodzaju uroczystości, dajemy też szansę zaprezentowania się. Oddział integruje rodziny, całe nasze środowisko i promuje gminę. To nasze dziewczyny na przykład zdobyły korony w konkursie na Nojśwarniejso Górolecko, Jagna roku 2014 – Gosia Cebula (obecnie Gucwińska) też należy do Związku Podhalan w Łącku.
Oczywiście, jak wszędzie i malkontentów, którzy będą krytykować wszystko, nie brakuje. Ostatnio uchodzą za znawców strojów i wytykają, że: a to nie takie kapelusze się nosiło, jak niektórzy z nas mają, a to nie takie kożuchy, a to nie zakładało się karbioków, tylko kierpce. Więc im tłumaczę, że kożuch, który sobie uszyłem powstał na podstawie zachowanych, które można zobaczyć między innymi w sądeckim skansenie. A jak na buty krzywo patrzą, to im wyciągam zdjęcie młodzieńców sprzed pierwszej wojny, na którym jest dwóch moich dziadków. Ostatnio i to nie pomogło, więc w obronę wziął mnie profesor Julian Dybiec. Ot takie nasze spory (śmiech). Ale one też mają wartość – ludzie na własną rękę zaczynają odkrywać swoje pochodzenie, pamiątki rodzinne. I na tym mi zależy, byśmy naszą kulturę wyciągali ze starych skrzyń babć i dziadków. Te kufry stanowią największą wartość.
- Pana pasja ma przełożenie na kontakty biznesowe? Pozostali właściciele Erbetu podzielają Pana zamiłowanie do folkloru?
- A wie Pani, że ma. Proszę sobie wyobrazić, że realizując inwestycję w Krynicy – hotel Mercure, naszymi kontrahentami była ogromna firma rodzinna z Salzburga, która w swoim dorobku ma odnotowane między innymi, że wykonywała SPA dla Putina. Zaprosiliśmy jej właściciela do naszego biura. Mogło być bardzo biznesowo, a zrobiło się okropnie przyjacielsko. Gdzieś na półce leżał wydany przez nas biuletyn na temat oddziału ZP i nasz gość się nim zainteresował. Okazało się, że sam jest mocno zakręcony na punkcie folkloru. Z partnerów biznesowych staliśmy się prawie przyjaciółmi. O, proszę, niedawno wysłał mi tę lalkę w stroju bawarskim [Ćwikowski pokazuje na góralski kącik w swoim gabinecie]. Wspólne pasje zbliżają ludzi, a gdy dotyczą tak szeroko rozumianego dobra jak tradycja, kultura, obyczaje, to na Erbet można liczyć.
- Jaką niespodziankę oddział szykuje na swoje 10-lecie?
- Będziemy obchodzić je w listopadzie przy naszych tradycyjnych Zoduskach Muzykonckich. Przygotowujemy również sztukę, którą napisała przyjeżdżająca do Łącka Maria Kownacka „O bidzie i złotych jabłkach” - właśnie tłumaczymy tekst na naszą gwarę. Więcej nie chcę zdradzać, bo nie będzie niespodzianki.
Rozmawiała Katarzyna Gajdosz
Zdjęcia Dawid Lis

Zobacz również:

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Na przekór wszystkim chciałem mówić po naszemu"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]