W Wenezueli trudno dziś czuć się bezpiecznie
Rozmawiamy z sądeczanką Ewą Kustroń de Ramos, wnuczką gen. Józefa Kustronia, córką bratanicy słynnego sądeckiego malarza Bolesława Barbackiego
- Jak to się stało, że osoba wychowana w duchu patriotycznym opuszcza rodzinne strony i wylatuje aż do Wenezueli. Co Panią tak daleko zawiodło?
- Miłość. Ale o tym, że zamieszkałam w Wenezueli zrządził przypadek. Wyleciałam bowiem z mężem do... Ekwadoru.
- Hm... Wenezuela, Ekwador, to wciąż koniec świata.
- Zatem od początku. W latach 70. udało mi się wyjechać do Francji. W Polsce studiowałam romanistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jako drugi język romański wybrałam hiszpański. U nas brakowało tłumaczy hiszpańskiego, więc mogłam podjąć naukę za granicą, bo w Polsce nawet nie mieliśmy się od kogo uczyć. W Paryżu jednak poznałam swojego męża, studenta prawa i nauk politycznych. Zakochałam się.
- Nie chciała Pani wrócić do Polski?
- Byłam już mężatką, a Alfredo chciał wrócić do siebie. Jest Ekwadorczykiem. Trudno było się sprzeciwiać. Miałam jednak chwile mocnych rozterek. Jestem w końcu jedynaczką. Łamałam się.
- Co czekało na Panią w Ekwadorze?
- Tam wówczas schyłku dobiegała pewnego rodzaju dyktatura. Kraj żył w oczekiwaniu na wybory. Mąż podjął pracę na uniwersytecie, a ja dostałam pracę jako tłumacz w instytucie geograficznym. Pamiętam, że tłumaczyłam teksty, których, mam nadzieję, nikt już później nie czytał. Przekładałam bowiem na francuski instrukcje naprawy samolotów. A nie muszę chyba mówić, że kompletnie się na samolotach nie znam. Później urodził się syn, po roku na świat przyszedł kolejny. Mieszkaliśmy w Kito, skąd pochodzi rodzina męża. W 1979 roku Alfredo nawiązał kontakt z uniwersytetem w Méridzie w Andach wenezuelskich i zdecydowaliśmy się na kolejną przeprowadzkę. To, po Ekwadorze był dla mnie raj na ziemi. Mieszkamy tam już 36 lat.
- Raj? Przecież tam teraz panuje piekło...
- W Ekwadorze widać było przepaść między biednymi, a bogatymi, w Wenezueli natomiast klasa średnia trzymała się mocno. Kraj był bogaty, stał na ropie. Wszystko zaczęło się psuć w momencie, gdy do władzy doszedł Hugo Chávez. Ludzie dali się nabrać na jego obietnice. Niestety jak w każdym społeczeństwie zawsze się znajdzie grupa niezadowolonych z dotychczasowych osiągnięć. Nie mogę powiedzieć, że w Wenezueli – choć dla mnie raju - nie było żadnych problemów. Niemniej jeśli komuś zależało, mógł wszystko osiągnąć. Proszę sobie wyobrazić, że ja wykształciłam czworo dzieci (w Wenezueli do Alfredo [dziś 37 l.] i Jacka Ernesto [36 l.], dołączyli Maria Cristina [34 l.] i Luis [32l.]), nie wydając praktycznie nic. Studiować można było za darmo. Nie chcę mówić, że ludzie tam są leniwi. Nie chcę ich oceniać. Ale widzę, że wiele by chcieli za nic.
- Więc wystarczyło im obiecać, by zniszczyć cały system...
- Chávez to wykorzystał. Miał charyzmę, więc ludzie dali się nabrać. Dał stypendia, dał pieniądze dla samotnych matek, dodatkowe wypłaty dla starszych i chciał dać mieszkania. Jedni go kochali do szaleństwa, inni nienawidzili do bólu. Gdy kończyły się fundusze, zaczęło się zastraszanie ludzi. Zapisani na przykład na listę mieszkaniową byli przed wyborami nachodzeni przez ludzi Chaveza, którzy kazali im głosować „właściwie”, bo inaczej zostaną wykreśleni z listy i stracą pracę. Przed śmiercią wyznaczył swojego następce. Było już tylko gorzej. W latach 90. baryłka ropy kosztowała 9 dolarów i było stabilnie. W czasie rządów Cháveza – na jego szczęście trafił na dobrą koniunkturę – 150 dolarów. Szybko jednak pieniądze rozgrabiono. Dziś w Wenezueli mamy to, przed czym udało mi się uciec w Polsce: puste półki w sklepie, kilometrowe kolejki po papier toaletowy. Do tego jeszcze kartele narkotykowe, w które zamieszana jest władza. Trudno mi było nawet teraz kupić bilet lotniczy do Polski, bo nikt nie chce przyjąć naszych pieniędzy, a cena dolara na czarnym rynku wynosi około 400 boliwarów. Dla porównania średnia pensja w Wenezueli wynosi 6-7 tysięcy boliwarów.
- Pani mąż jest politologiem. Może głośno wypowiadać swoje poglądy?
- Nie jest politykiem, a naukowców na szczęście jeszcze nie ruszają. Często wypowiada się w mediach, nie tylko krajowych, o sytuacji w Wenezueli - i nie owija w bawełnę. Nie ukrywam jednak, że czasem się boję. Trudno dziś czuć się swobodnie na ulicy. Morderstwa na tle rabunkowym to dzień powszedni. W Méridzie, gdzie mieszkamy, może nie jest jeszcze tak strasznie, ale już w Caracas co weekend słyszy się o kolejnych 80 morderstwach. Rocznie 25 tysięcy zabójstw!
- I widząc to, nie myśli Pani o powrocie do Polski?
- Z czego tu miałabym żyć? To niestety ceną, jaką płacę za emigrację. Nie mam emerytury, a mężowi jego świadczenia nie byłyby wysyłane za granicę. Zresztą jemu chyba trudno byłoby się odnaleźć w Polsce. Nie zna języka. Poza tym, nie chwaląc się, tam jest znanym i cenionym człowiekiem.
- A zna rodziny, być może równie znane i cenione, z których Pani się wywodzi: ze strony matki Barbaccy, ze strony ojca - Kustroniowie?
- Nikomu nie chwaliłam się moim pochodzeniem. Mężowi oczywiście opowiadałam o rodzinie, ale mam wrażenie, że zauważył tak naprawdę, kim był mój dziadek, dopiero, gdy razem ze mną uczestniczył w uroczystościach na jego cześć w Lubaczowie. Tamtejsza szkoła, nosząca imię generała Józefa Kustronia, niezwykle dba o jego pamięć. Nasz sądecki Elektryk również. Tym bardziej się cieszę, że obie placówki nawiązały ze sobą przyjacielskie stosunki. Że łączy ich mój dziadek. Mąż, gdy wrócił do domu, opowiadał wszystkim znajomym, kim był generał. Czułam, że sam jest z tego dumny.
- Jaki obraz dziadka przekazywany jest w Pani rodzinie. Pani zna na pewno historie, o których w podręcznikach nie przeczytamy?
- O dziadku najwięcej opowiadała mi jego córka, moja ciocia Krysia. Tata niewiele mówił. Miał 12 lat, gdy zginął generał. Nerwowo reagował na wspomnienie wojny. Ciocia była bardziej otwarta. Zapamiętałam jej opowieści, jak dziadek uczył ją tańczyć. Kazał położyć stopy na swoich i tak prowadził. Na zewnątrz był poważnym wojskowym, dla rodziny kochającym tatą z poczuciem humoru.
- A obrazy Barbackiego wiszą u Pani w domu?
- Niestety w Wenezueli nie mam żadnych pamiątek rodzinnych. Choć chciałabym, by wisiał tam portret mojej mamy. Reszta powinna zostać w Polsce. Trudno rozstać się z pamiątkami, ale czułabym, że okradam swój kraj, zabierając na przykład odznaczenia dziadka. Powinny znaleźć swoje miejsce na przykład w muzeum czy szkole.
- Ile Polski jest w Pani domu, w Wenezueli?
- Moje dzieci mówią po polsku i mają polskie obywatelstwo, o co bardzo zabiegałam. Języka nauczyły się, gdy przez rok mieszkaliśmy w Nowym Sączu, na początku lat 90. Mąż robił wówczas doktorat we Francji. Udało mi się przemycić do naszego domu również polską kuchnię. Dla moich znajomych z Wenezueli zupa pomidorowa czy barszcz wydają się dziwne, ale smaczne.
- A jak Pani udało się pokonać różnice kulturowe i zaaklimatyzować się na końcu świata?
- Mieszkańcy Ameryki Łacińskiej są tak otwartymi i serdecznymi ludźmi, że trudno źle się czuć w ich towarzystwie. Rodzina mojego męża jest ponadto mocno wierząca, więc tym było mi łatwiej wejść z nimi w relacje. Dobrze mnie traktowali. W Wenezueli może czułam się lepiej tylko dlatego, że nie wzbudzałam wielkiej sensacji. Tam żyło więcej Europejczyków niż w Ekwadorze. Pamiętam, że gdy przyjechałam do rodzinnego miasta męża, wszyscy zwracali uwagę na to, jaka jestem... wysoka. W podróży zginęły moje bagaże i teściowa chciała mi to wynagrodzić. Zabrała do krawcowej, a ta wzięła ze mnie tak miarę, że koszula nocna, którą mi uszyła, była na mnie za duża nawet w zaawansowanej ciąży. Tak wielką mnie tam widzieli. A mam... 166 cm wzrostu (śmiech).
- Jest coś, co do tej pory trudno Pani zaakceptować w tamtej kulturze?
- Chyba zawsze mnie szokowały kobiety. Jaskrawo wymalowane, w obcisłych strojach, nie mogące żyć bez mężczyzny, a jednocześnie samotnie wychowujące dzieci. Na pogrzebie znajomego doktora nagle zjawiła się kobieta z trójką dzieci. Jego żona od razu przestała płakać. Nie miała pojęcia o podwójnym życiu męża. Takie sytuacje były częste. Kobiety potrafiły mieć po kilkoro dzieci i każde z innym mężczyzną. Z jednej strony szokowały mnie, z drugiej bardzo je podziwiałam za siłę, jaką w sobie mają - że potrafią być matką i ojcem jednocześnie. Teraz sytuacja się nieco odwróciła. Może z zemsty, to kobiety bardziej dają w kość facetom. Stały się bardziej niezależne, zajmują lepsze stanowiska, częściej zdradzają. Przy tym są bardzo religijne. Trudno mi je potępiać. To południowy temperament, nigdy za nim nie nadążę...
Fot. (KG)
Może Cię zaciekawić
Małopolska: Prokuratura zbada, czy kurator Nowak źle rozliczała kilometrówki
O możliwości popełnienia przestępstwa zawiadomiło śledczych małopolskie kuratorium oświaty. „Podkreślam, to jest podejrzenie, a nie stwier...
Czytaj więcejWniosek o wakacje składkowe - ostatnie dni by skorzystać w 2024 roku
W całym kraju do 26 listopada wpłynęło blisko 900 tys. wniosków o wakacje składkowe.Zgodnie z nowymi przepisami przedsiębiorcy mogą raz w roku...
Czytaj więcejPiłkarska LM - 100 goli w Champions League kolejnym kamieniem milowym Lewandowskiego
W UEFA Champions League - elitarnych rozgrywkach, które wyłaniają najlepszą klubową jedenastkę Starego Kontynentu - Lewandowski po raz pierwszy ...
Czytaj więcejTransmisja obrad Sejmu RP – 27 listopada 2024 r.
Poniżej prezentujemy harmonogram obrad: Plan obrad Sejmu RP – 27 listopada 2024 r. ...
Czytaj więcejSport
Klaudia Zwolińska z brązowym medalem Mistrzostw Świata!
Pochodząca z Kłodnego (gmina Limanowa) Klaudia Zwolińska zdobyła przed chwilą brązowy w Mistrzostwach Świata w kajakarstwie górskim (K1) ...
Czytaj więcejWiększość nie wypełnia zaleceń odnośnie aktywności fizycznej
Na jego podstawie można stwierdzić, że ćwiczą przede wszystkim ludzie młodzi, z przewagą mężczyzn, osoby pracujące, z miast powyżej 200 tys...
Czytaj więcejHokej na lodzie w Tymbarku: wskrzeszają piękną sportową tradycję
Spotkanie trwało II tercje, a na koniec zawodnicy zaserwowali widzom dodatkowe rzuty karne Spotkanie komentował Marian Jaroszyński, który na...
Czytaj więcejDwunasty zawodnik – wspólny apel wojewody małopolskiego i klubów piłkarskich
Wspólny apel podpisali: wojewoda małopolski Łukasz Kmita, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej prof. Andrzej Matyja oraz wiceprezes Wisły Kraków SA M...
Czytaj więcejPozostałe
Nowe ostrzeżenie IMiGW na noc i poranek
Ostrzeżenie meteorologiczne: oblodzenie Stopień zagrożenia: 1Prawdopodobieństwo wystąpienia: 80%Czas obowiązywania: od 2024-11-27 00:00&nb...
Czytaj więcejKarol Nawrocki kandydatem na prezydenta
W niedzielę w krakowskiej hali Sokoła odbyła się Konwencja Obywatelska, z udziałem różnego rodzaju środowisk społecznych, naukowych, gospodar...
Czytaj więcejOstrzeżenie: uwaga na oblodzenie! W nocy nawet - 8 st. C
Prognozowane są oblodzenia mokrych nawierzchni dróg i chodników po opadach mokrego śniegu, co może znacząco wpłynąć na bezpieczeństwo mieszk...
Czytaj więcejZUS: „renta wdowia” - wnioski od stycznia 2025 r.; jakie warunki należy spełnić
Nowe przepisy umożliwią łączenie renty rodzinnej z innymi świadczeniami emerytalno-rentowymi przysługującymi w organach, takich jak Zakład Ube...
Czytaj więcej- Małopolska: Prokuratura zbada, czy kurator Nowak źle rozliczała kilometrówki
- Wniosek o wakacje składkowe - ostatnie dni by skorzystać w 2024 roku
- Piłkarska LM - 100 goli w Champions League kolejnym kamieniem milowym Lewandowskiego
- Transmisja obrad Sejmu RP – 27 listopada 2024 r.
- Kolejne osoby pozywają Skarb Państwa za smog
Komentarze (0)