0°   dziś 1°   jutro
Sobota, 23 listopada Adela, Klemens, Klementyna, Felicyta

Sądeczanin z anonsu prasowego

Opublikowano 20.06.2016 08:30:26 Zaktualizowano 04.09.2018 18:49:10

Doskonale przygotowane artystycznie i towarzysko pożegnalne, ale tylko w sensie zawodowym, spotkanie na cześć doktora Stanisława Malinowskiego było wspaniałym prezentem dla benefisanta.

Wzruszony senior niejedną łezkę uronił podczas imprezy. Na podsumowanie dorobku zawodowego doktora przybyli praktycznie wszyscy lekarze i pielęgniarki, którzy mieli z nim do czynienia w minionych latach, jakie spędził kierując oddziałem internistyczno-kardiologicznym sądeckiego szpitala.

Oddziałowe tango

Dostojny senior, bo w takiej roli będzie teraz występował, ma się czym pochwalić. Sądecki okres swego życia rozpoczął od organizacji wspomnianego oddziału. Potem dzięki jego staraniom przeprowadzono tam remonty i modernizacje. Dbał o doposażanie szpitala w nowoczesny sprzęt diagnostyczny, pomagający w ratowaniu życia pacjentów. Założył stowarzyszenie wspierające oddział. Wychował rzesze świetnych medyków: 52 lekarzy chorób wewnętrznych, 11 specjalistów z tej dziedziny, 6 kardiologów, 2 hematologów, jednego endokrynologa. Spośród tej grupy - 6 osób objęło funkcje ordynatorów oddziałów w różnych placówkach szpitalnych.

Jest wspaniałym, niezwykle dobrym człowiekiem, bardzo życzliwym dla współpracowników i pacjentów, staranny w wykonywaniu swoich obowiązków – twierdzi załoga oddziału, która zorganizowała benefis. – Cieszy się naszym szacunkiem, bo w pełni na to zasłużył swoją postawą, kulturą, sposobem bycia. Był świetnym szefem – dodają.

Wspomnieniom, życzeniom, toastom nie było końca, a kulminacją stał się egzamin benefisanta, nie tylko z wiedzy medycznej, ale też dziedzin, które były ważnym elementem jego życia. Wszystko wypadło pomyślnie i teraz doktor Malinowski może śmiało wkroczyć w nowy etap swojego życia. „Oddziałowym tangiem”, do którego słowa ułożyła Elżbieta Rafa pielęgniarka oddziałowa kardiologii, główna organizatorka benefisu, pożegnano dostojnego jubilata.

Odpowiedzialność przed własnym sumieniem

Do Nowego Sącza doktor Stanisław Malinowski przybył wprost ze Śląskiej Akademii Medycznej, gdzie pracował naukowo pod kierunkiem takich sław medycyny jak profesorzy Gibiński, Kohot, Nowak. Dyplom lekarza uzyskał w 1974 r., a doktorat obronił w roku 1981. Zawodowe i naukowe doświadczenie zdobywał w katowickiej Klinice Gastroenterologii i III Klinice Chorób Wewnętrznych w Bytomiu. Potem przez 33 lata służył pacjentom, kierując oddziałem kardiologiczno-internistycznym Szpitala im. Jędrzeja Śniadeckiego w Nowym Sączu. Rzesze pacjentów sądeckiej lecznicy żegnają zacnego doktora z wielką nostalgią. Całe pokolenia pod jego nadzorem ratowały tam swoje serca. Teraz przyszedł czas na zasłużony odpoczynek.

- Ale ja wcale nie zamierzam się lenić – zapowiada doktor Malinowski. - Czuję się świetnie i młodo, mam sporo werwy i zapału do pracy. Nadal będę leczył pacjentów, choć poza szpitalem. I będę kontynuować pracę dydaktyczną z młodzieżą akademicką naszej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, na kierunkach pielęgniarstwa i ratownictwa medycznego, prowadząc wykłady i zajęcia praktyczne. Chcę być czynny, potrzebny ludziom. Dla mnie profesja lekarza to nie tylko zawód, to powołanie i misja.

W prywatnych rozmowach doktor przyznaje się do chwil zwątpienia, jakie nachodziły go czasami w trudnych momentach. – Życie lekarza, wbrew temu, co się potocznie sugeruje, wcale nie jest usłane różami, zaś odpowiedzialność za podejmowane decyzje jest ogromna: przed prawem, Bogiem i własnym sumieniem – twierdzi.

– Kiedy budowlańcowi zabraknie materiału lub sprzętu, to przerywa robotę i czeka, aż organizator pracy dostarczy potrzebne elementy – mówi doktor. – Odpowiedzialny lekarz nie może odmówić pomocy w ratowaniu zdrowia i życia ludzkiego, choćby w danej chwili dysponował wyłącznie gołymi rękami. Technika medyczna robi ogromne postępy, cóż z tego, kiedy w małomiasteczkowych, prowincjonalnych szpitalach nowoczesny sprzęt nadal pozostaje marzeniem.

Ale gdyby mógł cofnąć się w czasie, ponownie wybrałby studia medyczne. Ma poczucie, iż zawód lekarza pełen jest humanizmu, humanitaryzmu i przyczynia się do przedłużania ludzkiego życia.

Decyzję podjęła żona

Stanisław Malinowski urodził się w 1950 r. w Bieczu. Mama, Wilhelmina, zajmowała się gospodarstwem domowym, ojciec, Aleksander pracował w transporcie samochodowym. Tam przeszedł kolejne szczeble edukacji, a świadectwo dojrzałości otrzymał w Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Kościuszki.

Wybór studiów był w zasadzie przypadkowy, wcześniej myślał o karierze zawodowego oficera wojskowego lub ukończeniu Wojskowej Akademii Medycznej. Ostatecznie, zawód lekarza cywilnego wybrał pod wpływem opowieści kuzyna, który ukończył medycynę w Katowicach i specjalizował się w dziedzinie chorób wewnętrznych, w tym chorób serca.

– Od początku studiów ciągnęło mnie do pracy ściśle naukowej, także do teoretycznych rozważań nad procesami diagnostycznymi i leczniczymi w internistyce. Zachęcał mnie zresztą do tego mój mentor i opiekun naukowy, światowej sławy profesor Kornel Gibiński opowiada doktor. – Interesowały mnie szczególnie choroby serca. Do dziś poświęcam tej dziedzinie wiele uwagi. No cóż, życie nie zawsze układa się po naszej myśli. Mój stan zdrowia i śląska atmosfera zrobiły swoje i zaszła pilna potrzeba przeprowadzki. Wyboru Nowego Sącza i tutejszego szpitala dokonała moja żona, przeczytawszy anons prasowy o konkursie na stanowisko ordynatora nowotworzonego oddziału. I tak, po wygraniu konkursu, podjąłem pracę, z którą związałem się na ponad 30 lat mego zawodowego życia.

Najmłodszy w Polsce ordynator

– Nie ukrywam, że były w tym czasie momenty trudne, czasem wręcz deprymujące, liczyło się jednak dobro pacjenta, starałem się walczyć z przeciwnościami, nie poddawałem się niepowodzeniom – wspomina. – Ówczesny dyrektor lecznicy, Witold Kądziołka, dał mi zupełnie wolną rękę przy organizacji oddziału. Wprowadziłem tu trójstopniową strukturę, podobną jak w III Klinice Chorób Wewnętrznych ŚAM, gdzie wcześniej pracowałem. Zanim to jednak nastąpiło, kiedy pokazano mi przyszłe włości, miałem zamiar uciekać. Zwyciężył rozsądek i doświadczenie zdobyte na uczelni, w szpitalu klinicznym i pogotowiu ratunkowym i tak zostałem najmłodszym w Polsce ordynatorem szpitalnego oddziału. Mając możliwość otrzymania wyposażenia, stworzyłem odcinek kardiologiczny z pododdziałem intensywnej opieki kardiologicznej, gastroenterologiczny i nefrologiczny. Wielką pomocą służyli mi wówczas doktorzy Ślipek, Mazanek i Klocek. Oddział liczył 120 łóżek i nie była to wcale nadmierna ilość na potrzeby Sądecczyzny. Naszą ofertę uzupełniał oddział kierowany przez doktora Pawłowskiego.

Zgrany zespół

– Przez te lata wydarzyło się wiele istotnych rzeczy, które wpłynęły na losy moje, współpracowników i pacjentów – opowiada. – Choćby pożar, tuż po remoncie w 1998 r., który strawił stropy pomiędzy nami, a położonym piętro wyżej oddziałem chirurgii dziecięcej. Błyskawiczna ewakuacja pacjentów, interwencja straży, potem problemy finansowe z przywróceniem używalności zniszczonych sal i sprzętu medycznego. Na szczęście trafiłem na życzliwość ludzi, prasy, władz i wspólnymi siłami udało się przywrócić normalną działalności placówki.

W 2002 r. doktor stworzył Fundację Malmed, zajmującą się pozyskiwaniem środków finansowych umożliwiających zakup lub użyczanie sprzętu na potrzeby szpitala. Fundacja, z myślą o pacjentach, organizowała też białe soboty i niedziele, obdarowując ich lekami i suplementami diety.

Dwa lata temu, staraniem doktora, udało się przeprowadzić kolejny remont oddziału za ponad milion złotych. Znacznie usprawniło to pracę personelu i zapewniło lepsze warunki pobytu pacjentów. Cóż, mankamentem jest ograniczenie liczby łóżek, w tym na IOK. Teraz przyjmuje się mniej osób niż w czasach tworzenia podstaw oddziału.

– Moim największym sukcesem jest pozyskanie znakomitej kadry medycznej, lekarzy i pielęgniarek, techników medycznych i pracowników administracji. Udało mi się trafić na wspaniałych ludzi, pełnych poświęcenia, humanitaryzmu, oddania pacjentom, a przy tym świetnie przygotowanych zawodowo i ciągle podnoszących swoje kwalifikacje. Doskonale rozumieliśmy się przez te wszystkie lata i stanowiliśmy zgrany zespół. Jestem z nich dumny i serdecznie im dziękuję. Myślę, że benefis zorganizowany dla mnie jest przykładem naszych zażyłości, zrozumienia i dobrej współpracy.Będę o nich zawsze pamiętał i gotów jestem zawsze służyć pomocą – zapewnia.

***

Doktor Stanisław Malinowski, wspólnie z żoną Barbarą prowadzi prywatną przychodnię lekarską. Ich córka Mariola jest, podobnie jak mama, stomatologiem, syn Grzegorz - doktorem nauk ekonomicznych, pracuje w Akademii Koźmińskiego w Warszawie u prof. Grzegorza Kołodko, syn Paweł studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim.

Czytaj w Dobrym Tygodniku Sądeckim: https://issuu.com/dobrytygodnik/docs/24_2016

Tomasz Binek

Fot. T. Binek

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Sądeczanin z anonsu prasowego"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]