2°   dziś 0°   jutro
Piątek, 22 listopada Marek, Cecylia, Wszemiła, Stefan, Jonatan

Powyborczy bilans, czyli (prawie) wszyscy zadowoleni

Opublikowano 12.10.2011 13:22:46 Zaktualizowano 05.09.2018 11:33:27 top

Sensacji przy sądeckich urnach nie było. Nie obyło się jednak bez kilku niespodzianek. Wyniki wyborów parlamentarnych były w jakiejś mierze przewidywalne, więc już wczoraj – czyli dwa dni po głosowaniu – opinia publiczna praktycznie przeszła nad nimi do porządku dziennego.

Tydzień temu na naszych łamach politolog WSB-NLU dr Rafał Matyja przewidywał, że dziesięć mandatów jakie były do podziału w okręgu 14 rozłoży się następująco: Prawo i Sprawiedliwość – 6, Platforma Obywatelska – 3, Polskie Stronnictwo Ludowe – 1. Tak wychodziło z tzw. „przepływu elektoratu” w kilku ostatnich wyborach na naszym terenie i najświeższych wyborczych sondaży. Matyja nie był w stanie przewidzieć jedynie bardzo słabego wyniku PSL, którego efektem jest utrata mandatu „od zawsze”  na naszym terenie zarezerwowanego dla ludowców.

Płyn do mycia naczyń zamiast programu

Dlaczego tak się stało? Na to pytanie partia spod znaku zielonej koniczynki musi odpowiedzieć sobie sama. Gdzie się podziało 10 tysięcy ich głosów sprzed czterech lat? Na kogo zagłosował ich tradycyjnie mocny na naszym terenie wiejski elektorat? Słabego wyniku lidera PSL, byłego już posła Bronisława Dutki, chyba do końca nie tłumaczy nawet kilka wpadek na finiszu kampanii. W ostatnim dniu poprzedniej kadencji Sejmu TVN 24 przedstawił limanowskiego posła jako „najmniej znanego parlamentarzystę w Polsce”. Dutka został pierwszy raz poproszony przed telewizyjną kamerę pięć minut przez ostatnim uderzeniem laski marszałkowskiej. Na dodatek musiał się tam tłumaczyć z największego w kadencji rachunku telefonicznego wśród wszystkich posłów. A na wielki finał poseł rzucił elektoratowi kiełbasę wyborczą w formie… płynu do mycia naczyń z własną podobizną i zachętą do głosowania. Wyborcy chyba pomysłu nie kupili, komentując, że kiedy kandydat nie ma nic ciekawego do powiedzenia, próbuje zdobywać głosy najprostszymi metodami, odsyłając elektorat do mycia garów.

Nie zrewolucjonizowała wyniku PSL reklamowana jako najprężniejsza na Sądecczyźnie młodzieżówka ludowców. Przedstawiana jako nowa siła w sądeckiej polityce na czele z Michałem Kądziołką (764 głosów) nie przyciągnęła jednak do urn młodego elektoratu. Nie udał się również sprawdzony przed laty przez Samoobronę zabieg wystawienia dobrze kojarzącego się na Sądecczyźnie nazwiska. Kiedyś nieznana tu zupełnie młoda Elżbieta Wiśniowska bez specjalnego wysiłku zgarnęła mandat. Powtórka okazała się klapą, a 403 głosy byłej posłanki jest jednym z najsłabszych wyników na partyjnej liście. A przy okazji – kompletnie nie sprawdził się też, z sukcesem przerabiany w innych regionach kraju, „numer na sobowtóra”. Wystawienie przez PO Justyny Kowalczyk okazało się nieporozumieniem. Nawet najmniej wyrobieni wyborcy łatwo zorientowali się, że nie chodzi tu o słynną narciarkę z Kasiny Wielkiej, ale o kandydatkę „słupa”, której w kampanii nikt tu nie widział i nie słyszał.

SLD wyprowadziło sztandar

Inną niespodzianką, ale też nie sensacją, jest słaby wynik SLD. Rozgoryczony lider Sojuszu i wieloletni poseł Kazimierz Sas już w poniedziałek zapowiedział definitywne pożegnanie z polityką. To kolejna spektakularna porażka tej formacji. Jesienią ubiegłego roku sądecki SLD nie wprowadził ani jednego kandydata do Rady Miasta i Sejmiku Wojewódzkiego. Z formacją pożegnał się, bezpartyjny co prawda, były prezydent miasta Józef Antoni Wiktor. Teraz na listach zabrakło m.in. szefa powiatowych struktur partii Stanisława Kaima oraz wiecznego młodzieżowca Pawła Badury. Dlaczego nie wystartowali? Lewicowe środowisko jest tu bardzo szczelne i nie komentuje ani wyniku, ani braku wspomnianych postaci na listach. Nieoficjalnie można się tylko domyślać, że – podobnie jak na szczeblu centralnym – również na partyjnych dołach zgrzytały nieco wzajemne relacje liderów. Nie ma dziś sensu szukać odpowiedzi na pytanie, czy SLD odrodzi się jeszcze w naszym regionie, bo przyszłości partii nie potrafi wywróżyć kilka dni po wyborach nawet Aleksander Kwaśniewski. Zrzucanie odpowiedzialności na odpływ głosów do kandydatów Ruchu Palikota, nie jest żadnym wytłumaczeniem. Wszak Kazimierza Bandyka (5256) nie znał tu niemal nikt, a Kazimierza Sasa (5121) wszyscy.

Kto wygrał, kto przegrał?

Nie lada problem mają natomiast zwycięzcy tych wyborów. Po pierwsze jest kłopot z ustaleniem, kto je wygrał? W niedzielny wieczór w sądeckim sztabie PO panowała euforia, zaś po drugiej stronie rynku w biurze poselskim Arkadiusza Mularczyka umiarkowane przygnębienie. To chyba największy sądecki paradoks polityczny. Smutno było w sztabie, który wprowadził do Sejmu siedmiu kandydatów plus senatora, radośnie u konkurencji, która wygrała w całym kraju, ale w skali okręgu doznała druzgocącej porażki 7-3. Nawet w hokeju taki wynik byłby przyjęty z dużą rezerwą. Jest wielce prawdopodobne, że teraz czekają nas kolejne cztery lata kontestowania przez opozycję wszelkich poczynań rządu i zarządu województwa na Sądecczyźnie. Nie wróży to dobrze politycznemu klimatowi w regionie. PiS przy każdej okazji może teraz przypominać Platformie jej słaby wynik: „Wyborcy was tutaj nie kochają”. Ktoś nawet zażartował, iż prezes Jarosław Kaczyński powinien poważnie rozważyć przeniesienie centrali partii do Nowego Sącza, bo tak dobrego wyniku jak u nas, PiS nie ma nigdzie indziej w kraju.

A powtórka z politycznych kłótni jest akurat tym, czego nasz region teraz najmniej potrzebuje. Potrzebę spokoju i stworzenia klimatu do współpracy rozumie wiele sądeckich środowisk, dziś jednak nie wiemy, czy podobnie rozumieją sytuację nasi nowi (choć w większości ci sami) parlamentarzyści. Dr Rafał Matyja zaapelował nawet w Regionalnej Telewizji Kablowej o swoisty ponadpartyjny pakt dla Sądecczyzny - 500 dni rozwagi i współpracy bez względu na partyjną przynależność. Jeśli tak się nie stanie, na dobre utkniemy w kategorii miast zakwalifikowanych przez warszawskich urzędników do peryferyjnej trzeciej ligi, regionu kategorii C.

Legendarny Marian Cycoń

Indywidualnie wśród największych zwycięzców tych wyborów wymieniany jest – obok posła Arkadiusza Mularczyka – burmistrz Starego Sącza Marian Cycoń. Jakkolwiek to zabrzmi 9 października Cycoń przeszedł do legendy. Zdobywając poselski mandat, udowodnił, że w każdych wyborach, w jakich wystartuje, jest w stanie osiągnąć wynik gwarantujący sukces. Marian Cycoń, to prawdziwy fenomen politycznej i samorządowej skuteczności. Wszystkim odsyłającym go na emeryturę (a wiek emerytalny już dawno osiągnął) bądź do mniej ambitnych zadań w obrębie starosądeckiego rynku, Cycoń pokazał, że PESEL kandydata (a nawet głęboko schowane miejsce na wyborczej liście)  nie ma w politycznej branży żadnego znaczenia. W jego przypadku zadziałała magia nazwiska i samorządowy dorobek. Przypadek Mariana Cyconia pokazuje również, że na pokoleniową zmianę warty trzeba jeszcze poczekać co najmniej cztery lata. Do takiej zmiany nawoływała zaś najmłodsza kandydatka na liście PO Kinga Janowska (patrz zdjęcie). I choć mandatu nie zdobyła, wprowadziła wyraźny powiew świeżości na listach pełnych dyżurnych nazwisk powtarzających się od lat. Jeśli jej wizerunkowi doradcy nie prześpią najbliższych lat i dalej z takim pomysłem będą pracować nad politycznym image studentki, to już w najbliższych wyborach jej wynik może okazać się przepustką do parlamentu.

Po wyborczym sukcesie Mariana Cyconia nie tylko w Starym Sączu odżyła dyskusja, kto przejmie po nim kierowanie miastem? Już pojawiły się liczne spekulacje, a na giełdzie najczęściej pojawiają się dwa nazwiska – jego byłego zastępcy Jacka Lelka oraz Edwarda Ciągły, któremu w niedzielę zabrakło nieco ponad tysiąc głosów, by po raz drugi znaleźć się w Sejmie. Prawdopodobnie już niebawem czekają nas tam wybory uzupełniające. Na pytanie, kto po Cyconiu, ktoś przytomny natychmiast zawołał: „Ten, z kim Marian zrobi sobie zdjęcie na wyborczy plakat!”.

Na nowego burmistrza w Starym Sączu będziemy musieli jeszcze chwilę poczekać, już natomiast wiadomo, że awans do Sejmu Andrzeja Romanka zwalnia miejsce w Sejmiku Wojewódzkim dla Marty Mordarskiej. To kolejny mały plusik na liście jesiennych zysków PiS-u. Personalnie na tych wyborach z pewnością najwięcej straciła ziemia limanowska, bowiem dwóch dotychczasowych posłów – wspomniany Bronisław Dutka i Tadeusz Patalita – znalazło się poza Sejmem.
Zobacz również:

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Powyborczy bilans, czyli (prawie) wszyscy zadowoleni"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]