8°   dziś 5°   jutro
Środa, 27 listopada Walerian, Wirgiliusz, Maksymilian, Franciszek, Ksenia

Odszedł Marcin Kos, pozostał medal z brylantem…

Opublikowano 07.09.2016 23:54:28 Zaktualizowano 04.09.2018 18:34:28

W Rio rozpoczęły się igrzyska paraolimpijskie, a tymczasem kilka dni temu cicho, niepostrzeżenie odszedł na zawsze Marcin Kos, rodem z Piątkowej, bodaj najwybitniejszy zawodnik polskiego sportu niepełnosprawnych.

Symbol sądeckiego środowiska inwalidów, dotknięty obustronną amputacją kończyn górnych, wyróżniony w Nagano w 1998 jako jeden z dwóch spośród 1100 sportowców specjalnym złotem medalem z brylantowym oczkiem za całokształt osiągnięć sportowych. Medal, w kształcie pięciu kółek olimpijskich, jest rzeczywiście jubilerskim cackiem: 750 g złota, kamienie szlachetne.

Marcin miał zaledwie 46 lat…

Wychowanek trenera Stanisława Ślęzaka, uczestnik pięciu Zimowych Igrzysk Paraolimpijskich, zdobywca 4 złotych medali, 2 srebrnych i 2 brązowych w narciarstwie biegowym i biathlonie. Mulitimedalista mistrzostw świata i Europy, Pucharów Świata i Europy.

Poznałem go jako nastolatka.

– Był czas, gdy nie chciało mi się żyć – opowiadał Marcin. Bo i po co? Urodziłem się prawie bez rąk. Mama woziła mnie po doktorach. Tymi swoimi rękami – nierękami nauczyłem się pisać. Sam, bo mnie nie chcieli przyjąć do szkoły. Mama była przerażona, gdy prosiłem o przypięcie nart i szedłem biegać ze starszymi chłopakami z sąsiedztwa.

Udział w treningach i zawodach zredukował w nim do zera poczucie kalectwa, dał po prostu nadzieję na nowe, normalne życie. To właśnie niezmordowany trener i opiekun Stanisław Ślęzak przekonał go, że można zapomnieć o nieszczęściu, a sport uznać za najskuteczniejszą formę rehabilitacji. Podopieczni Ślęzaka od lat zdobyli w konkurencjach zimowych (te dominują) i letnich w paraolimpiadach, mistrzostwach świata i Europy cały wagon medali, co najmniej kilkaset, nikt dokładnie ich nie zliczył. Są to sukcesy podwójne, bo osiągane w okresach ciągłych braków finansowych i sprzętowych.

Marcin wywodził się z Piątkowej, wioski (dziś dzielnicy Sącza) o dużych tradycjach narciarskich. Mówił sobie „nie łam się”, na przekór losowi nauczył się jeździć na motocyklu i orać w polu. Potrafi też kierować samochodem i traktorem, pracować na budowie i reperować sprzęt RTV. Ukończył szkołę handlową, założył rodzinę. Igrzyska inwalidów zapoczątkowane w 1976 r. weszły na stałe do kalendarza MKOl. Marcin Kos uczestniczył w paraolimpiadach w Innsbrucku, Albertville, Lillehammer, Nagano i Salt Lake City.

Imponował hartem ducha, był często o wiele bardziej wytrzymalszy i szybszy od sportsmenów pełnosprawnych. A przecież arena zmagań inwalidów niczym nie różni się od tej, na której rywalizują zdrowi sportowcy. Te same trasy, te same podbiegi i emocje równie wielkie. Olimpijski ceremoniał, podium, hymny, flagi. Inny jest tylko regulamin (w zależności od schorzenia doliczane są tzw. punkty handicapowe) oraz sprzęt. Marcin biegał na nartach bez kijków.

Jego kariera sportowa pozwala głębiej spojrzeć na sport rozumiany jako przełamywanie słabości, hartowanie ducha, a nie tylko jako bicie rekordów i gromadzenie punktów w tabelach. W 1988 r. został wybrany sportowcem miesiąca stycznia przez słuchaczy radia i telewidzów, wygrywając rywalizację z wieloma wybitnymi sportowcami Polski.

Sylwetka Marcina przewijała się w mediach regionalnych i ogólnopolskich torując drogę osobom niepełnosprawnym do kariery sportowej i życiowej. Niestety, ostatnio jego życiowe losy potoczyły się nie w tym kierunku, co powinny…

fot: Jerzy Leśniak

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Odszedł Marcin Kos, pozostał medal z brylantem…"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]