8°   dziś 5°   jutro
Środa, 27 listopada Walerian, Wirgiliusz, Maksymilian, Franciszek, Ksenia

Moje Orły pokazują, by wbrew wszystkiemu frunąć w górę

Opublikowano 24.12.2015 08:32:52 Zaktualizowano 04.09.2018 19:30:46

Rozmowa z Iwoną Kamieńską, autorką książki „Akademia Orłów”.

- Twoja książka to 150 stron wzruszających historii o ludziach, którzy mimo niepełnosprawności, choroby, nieszczęść, które ich spotkały, są szczęśliwi…

- Bo czasem nieszczęście jest kluczem do szczęścia, tylko trzeba umieć ten klucz odnaleźć. Te opowieści nie są pomyślane jako lektura wyłącznie dla doświadczonych przez los. Ta książka ma także u nas, zdrowych, wzbudzić refleksję, że niepełnosprawni, czy przewlekle chorzy, to nie są ludzie potrzebujący naszej litości, ale że my od tych ludzi możemy się czegoś cennego nauczyć. Choćby hartu ducha, konsekwencji, determinacji, których czasem nam brakuje, mimo że wszystko mamy. Jeśli narzekamy z byle powodu, stale uskarżamy się na coś co boli w naszym ciele, albo w naszej psyche, to stajemy się nieuchronnie niewidomi na codzienne powody do radości. I te małe powody i te ogromne. Nic nas już nie cieszy, bo żal, ból, smutek, który kontemplujemy przesłania wszystkie pozytywne emocje. Tymczasem ci ludzie, którzy mają rzeczywiście poważne powody, aby narzekać na swój los, na to co ich spotkało, opanowali do perfekcji sztukę wydobywania z życia wszystkiego, co może ich czynić szczęśliwymi i co więcej – dzięki temu potrafią szczęściem obdarzać innych.

- Była wśród tych 17 historii taka, która Cię szczególnie wzruszyła?

- Wszystkie mają w sobie to coś, co „gra” na strunach wzruszenia każdego człowieka o przeciętnej wrażliwości, ale jest jedna historia szczególna: opowieść o rodzinie Jana, Dominiki, Huberta, Piotra i Iwa Woźniakowskich. Ta opowieść doprowadziła mnie do łez wzruszenia, choć płaczliwa nie jestem. To nieprawdopodobne, że coś takiego może spotkać jedną rodzinę w tak krótkim czasie. Tych ludzi spotkał los Hioba i nie ma w tym porównaniu cienia przesady. Tam się zdarzyło wszystko, czego każdy z nas się pewnie boi: począwszy od śmierci, poprzez chorobę nowotworową, aż po ciężką niepełnoprawność. Cios za ciosem w krótkich odstępach czasu. A oni, nie dość, że nie upadli, to jeszcze tę serię nieszczęść pokonali z klasą złotego medalisty w biegu przez ludzkie życie. I z miłością… Miłość często jest panaceum na każdy rodzaj bólu.

- Jak po wysłuchaniu tych, nieraz naprawdę dramatycznych historii, radziłaś sobie z emocjami, pozostającymi śladami?

- Chcę mieć takich śladów w swoim życiu i w swojej głowie jak najwięcej. Każdy zresztą powinien po przeczytaniu, wysłuchaniu historii bohaterów tej książki, doświadczyć, tak jak ja kiedyś doświadczyłam, zdziwienia, że obcowanie z ludźmi chorymi, niepełnosprawnymi wcale nie musi być przeżyciem cierpkim. Jeśli umiemy patrzeć nie tylko powierzchownie i mamy w sobie choć troszeczkę mądrej empatii, to po pierwsze – zauważymy, ile ci ludzie mają w sobie piękna, a po drugie – zobaczymy jak wiele mamy z nimi wspólnego. Po trzecie zaś - widząc ludzi, którzy w pięknym stylu biorą się za bary ze wszystkim co ich spotyka i widząc, co udaje im się osiągnąć, sami możemy dostać skrzydeł.

- Ci ludzie, bohaterowie Twojej książki, są niezwykle silni. Stąd „Orły” w tytule?

- Inspirację dla tytułu dała jedna z przypowieści jezuity Antoniego de Mello. Historyjka o pisklęciu orła, które zostało znalezione przez człowieka i podrzucone na wychowanie do kurnika. Żyje z kurami, więc myśli, że jest takie jak one. Pewnego dnia widzi wspaniałego orła, szybującego pod chmurami, ale kury szybko wyprowadzają małe orlątko ze sfery marzeń, mówiąc, że nigdy takie nie będzie. A przecież mogłoby być, gdyby wiedziało, że może. To taka nasza „ludzka niepełnosprawność”, że czasem nie wiemy, że możemy. Musi nam najpierw ktoś pokazać i zmusić, żebyśmy uwierzyli we własne możliwości.

- Bohaterowie Twojej książki wiedzą, że mogą…

- I mam nadzieję, że odrobinę poprzewracają w głowach tym, którzy mówią, że nie mogą. Jeśli dowiemy się, że ktoś, kto ma problemy z poruszaniem się, wdrapał się na szczyt Kilimandżaro, to coś w naszym myśleniu musi zacząć się burzyć. Skoro on dał radę, to może jednak i ja potrafię? Chodzi o każdą sferę życia, nie tylko tę związaną z wyczynami sportowymi, ale też z najważniejszymi celami życiowymi jakie sobie wytyczamy. Jeśli zobaczę, że ktoś niepełnosprawny może mieć szczęśliwą rodzinę, gromadkę dzieciaków, przytulny dom, świetną pracę, długą listę spełnionych marzeń, to ja mając teoretycznie lepszy (bo zdrowy, sprawny start) nie mogę? Mogę! Orły prowokują do naśladownictwa, do szukania w życiu jak największej ilości powodów do pięknego, spełnionego życia.

- I nagle niepełnosprawni, którzy może stereotypowo budzą współczucie, stają się inspiracją.

- Także do popatrzenia na siebie z dystansem. Oni w swoim slangu mówią o sobie - „my kulawi”, mając na myśli i głuchych, i niewidomych, i wszystkich niepełnosprawnych. Potrafią swoją „kulawość” pięknie oswoić, nieraz z niej pokpiwać. Szczęśliwi, którzy potrafią śmiać się z siebie, bo mają ubaw zagwarantowany przez całe życie… Trzeba też rozumieć, że oni - „kulawi” nie czują się specjalnie inni od nas. To my ich postrzegamy jako innych, słabszych nie pamiętając, że słabszy ciałem może być znacznie silniejszy duchem. I często właśnie oni mogą być dla nas trenerami, coachami, pomagającymi nam wydobywać się z naszych krecich dołków.

- W książce zawarłaś też własną historię – mąż Artur w wyniku upadku z wysokości stracił władzę w nogach. Te doświadczenia ułatwiły Ci kontakt z innymi niepełnosprawnymi?

- Gdy czegoś samodzielnie nie dotkniemy, trudno problem dogłębnie rozpoznać. Mnie dane było tego akurat problemu dotknąć. Tak sobie myślę, że chyba Bóg ładnie mnie przygotował do tego, że nasze życie trochę się poprzewraca. Gdy Artur był jeszcze zdrowy, ponadprzeciętnie sprawny, ja już od wielu lat miałam niepełnosprawnych w gronie swoich przyjaciół. Dzięki nim wiedziałam, że niepełnosprawność nie przekreśla szans na życiowe spełnienie. Myślę, że z tego powodu było nam trochę łatwiej. Mieliśmy już wiedzę, pewność, że to nie jest koniec świata, że możemy to, co się zdarzyło wspólnie dźwignąć i jakoś sobie z tym poradzić. Nie oznacza to wcale, że przestaliśmy wierzyć w to, że Artur kiedyś stanie na nogi. Rehabilituje się, jest uparty i bardzo silny, a neurologia to dziedzina, w której na świecie bardzo dużo nowego i dobrego się dzieje za sprawą osiągnięć nauki. Ale nie jest to tak, że zapominamy o całym bożym świecie i wszystko podporządkowujemy celowi: stanąć na nogi.

- A sama książka jak powstawała? Pisałaś historie na bieżąco, nosiłaś je w sobie?

- Książka powstawała w miarę poznawania ludzi, którzy są jej bohaterami. Czasem przy winie, czasem przy kawie, innym razem w Centrum Rehabilitacji u Wojtka Romanowskiego w Bielsku-Białej, gdzie poznałam kilku bohaterów. W najróżniejszych okolicznościach wymienialiśmy się wspomnieniami, przemyśleniami, emocjami. Zatrzymywałam te opowieści w głowie zachwycona ich „mocą”, rzadziej utrwalałam na papierze, ale uprzedzałam, że chciałabym je kiedyś puścić dalej w świat. Pomysł książki pojawił się pod dachem Stowarzyszenia Sursum Corda. Zaczęliśmy od strony internetowej, gdzie przez dwa lata można było czytać część z „orlich” opowieści. Potem poprosiliśmy PEFRON o fundusze na druk. Komisja oceniająca wniosek popatrzyła na nasz pomysł przychylnie i dzięki temu mogliśmy wydać „Akademię Orłów” w takiej ilości egzemplarzy, że można je było rozesłać do bibliotek w całej Polsce. Co ważne – książka jest na wolnej licencji Creative Commons. Można ją więc za darmo pobrać jako e-booka, posłuchać jako audiobooka, w razie potrzeby wydrukować, odtwarzać bez ograniczeń. My na niej nie zarabiamy. Nie o to chodzi. Idea jest taka, aby pofrunęła na orlich skrzydłach jak najdalej w świat. Mamy też nadzieję, że znajdą się pieniądze na kolejną część. Drugie tyle Orłów czeka na swoje rozdziały. Chociażby niezwykła historia chorego na stwardnienie rozsianie ojca Stanisława Olesiaka z Trzetrzewiny, czy Macieja Białka niewidomego, genialnego nauczyciela historii.

- Twoją książkę kończy piękna puenta, słowa ks. Jana Twardowskiego: „spadają z obłoków małe, wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia”…

- Mam nadzieję, że każdy przypomni sobie te słowa w chwilach, które będą dla niego bolesne. Z poczuciem szczęścia i nieszczęścia jest trochę tak jak ze światłem i ciemnością. Jeśli nie doświadczylibyśmy ciemności, nie wiedzielibyśmy w zasadzie czym jest światło. Czym byłoby szczęście, gdybyśmy nie doświadczyli nigdy cierpienia? Kilku bohaterów książki zresztą dobitnie powtarza, że gdyby nie wypadek, choroba czy inny życiowy dramat, ich życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, niekoniecznie bardziej fortunnie. Między innymi Monika Kuszyńska wspomina, że przed wypadkiem, który w sposób nieodwracalny zmienił jej życie, była ładna, zgrabna, sławna, trochę próżna i… nic poza tym. Dziś ma wokół siebie prawdziwych przyjaciół, których przed wypadkiem brakowało, miłość Kuby, która prawdopodobnie nie miałaby okazji rozkwitnąć w okolicznościach sprzed wypadku i poczucie, że przy okazji śpiewania rodzi dużo dobra – przełamuje stereotypy. Każdy jeden Orzeł w tej książeczce na swój sposób pięknie pokazuje, że jeśli już spadnie na nas nieszczęście, to nie warto pogrążać się na długo w rozpaczy. Szkoda na to czasu. Czas podarowany nam na to ziemskie życie można genialnie wykorzystać bez względu na to, czy mamy sprawne nogi, ręce i „czynne” wszystkie zmysły czy wręcz przeciwnie.

Rozmawiała Jolanta Bugajska

Fot. Z arch. Iwony Kamieńskiej

***

Iwona Kamieńska – niegdyś dziennikarka Radia Echo, Radia Kraków i „Gazety Krakowskiej”. Obecnie wolontariuszka Stowarzyszenia Sursum Corda i ekspert ds. PR oraz szkoleń w nowosądeckiej Fundacji Tarcza. Z wykształcenia i z pasji – geolog (absolwentka UJ), niebawem również psycholog (studiuje psychologię na WS Humanitas w Sosnowcu). Prywatnie żona Artura i mama 15-letniego Konrada.

***

KONKURS

Mamy dla naszych Czytelników do rozlosowania książki Iwony Kamieńskiej „Akademia Orłów”. Wystarczy odpowiedzieć na pytanie: Ile historii zostało przedstawionych w tej książce? Odpowiedzi prosimy nadsyłać na adres mailowy: [email protected] do 30 grudnia.

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Moje Orły pokazują, by wbrew wszystkiemu frunąć w górę"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]