2°   dziś 8°   jutro
Niedziela, 24 listopada Flora, Emma, Emilia, Chryzogon, Jan, Aleksander, Roman

Dzika róża – dzikie serce…

Opublikowano 22.10.2017 06:54:43 Zaktualizowano 04.09.2018 16:10:05 top

Kiedy przeglądamy oficjalne statystyki dotyczące odejścia z tego świata naszych rodaków, to niechlubne, pierwsze miejsce zajmują choroby związane z układem krążenia i sercem.

Smutna to informacja, bo mówiąca, że generalnie zaharowujemy się na śmierć, goniąc we wskaźnikach i słupkach cywilizowany świat.
Pomijając tych, którzy niedomagania mają albo dziedziczne, albo też lekceważą objawy, cała reszta na własne życzenie przedwcześnie opuszcza ten padół. Bywa, że w tych ostatnich przypadkach ktoś inny po prostu nie zdąży z… pomocą. Papierosy /ale nie tytoń/, stres, dokładają się do tych statystyk głębokim cieniem.
Marzy nam się prawdziwe dzikie serce i to nie tylko prywatnie. Marzy się też serce w narodzie, takie, co to kiedyś bywało ale…
O „dzikich” mówimy z pogardą. Wyliczając im nie tylko brak edukacji chociażby w najprostszej formie pisania i czytania, ale często wytykamy im „prymitywne” formy zachowań w tym również ratowania zdrowia i życia zarazem.
A jednak nasza nowoczesna cywilizacja również nie radzi sobie z wieloma problemami, z którymi „tamci” sobie poradzili. A przytoczona na początku statystyka potwierdza to niestety.
Jeszcze inaczej jest w świecie dzikich zwierząt. Tam zasady są proste: prawo dżungli, a potem na równi zmysły i instynkt sterują nie tylko zachowaniem, ale też populacją.
Może, dlatego w świecie dzikich zwierząt nie ma chorób przewlekłych, praktycznie nie ma też zawałów ani cukrzycy. Ale zwierzęta kierują się wspomnianym instynktem i nie kupują pożywienia w sklepach. Co innego, kiedy udomowione zwierzaki, prowadzą osiadły tryb życia a karmione ręką ludzką, która z wygody sięga do worka z ”pełnowartościową karmą” zaczynają chorować.
Dzikie serce marzy się nam więc coraz częściej.
W głębokim średniowieczu, w tym, w którym nie tylko zaawansowanej technologii nie było, ale nawet podważana była krągłości ziemi, w tym świecie ówczesnych medyków obowiązywała ciekawa zasada: podobne… podobnym. Dziwnie to brzmi w dzisiejszych czasach, ale kryterium, co leczyć i czym, zależało od kształtu specyfiku, zapachu albo jego koloru. I tak np. glistnik jaskółcze ziele po złamaniu łodygi wydzielał woń, która przypominała zapach wątroby. I to wystarczyło, aby używać tego ziela do oczyszczania wątroby i „naprawiania” jej skomplikowanej struktury. Kształt owocu orzecha włoskiego przypominał pofałdowania ludzkiego mózgu i to również wystarczyło. Kolor zaś owoców dzikiej róży przypominał kolor serca.
Po kilku stuleciach, kiedy możemy nie tylko zmierzyć, ale też zajrzeć do wnętrza komórek ludzkich, odczytać DNA i skanować mózg oraz zbadać dokładnie ponad 20 alkaloidów z glistnika, okazało się, że „tamci” nie tylko mieli rację, ale strzelali w tych przypadkach w samo sedno. W wielu innych mylili się! Ale zarówno alkaloidy z glistnika, jak też kwasy Omega -3i6, które wspaniale odżywiają ludzki mózg, a kończąc na glikozydach nasercowych zawartych w pięknych czerwonych owocach dzikiej róży i jeszcze bardziej bordowych owocach głogu – to wszystko miało i ma ciągle sens!
Dzisiaj, kiedy wszystko można kupić, w dodatku bez ruszania się sprzed ekranu komputera, niewielu chce się pofatygować i zbierać owoce dzikiej róży. Kiedy więc robię to w obcym terenie, spotyka mnie ciekawa reakcja głównie ze strony dzieci. Zazwyczaj martwią się moją zamożnością, bo nie widziały, aby ich rodzice ani nikt inny był tak biedny, aby musiał zbierać coś, co rośnie na skarpach i ma kolce! A jednak nie znajdziemy bardziej wartościowego surowca w dzikiej jesiennej rzeczywistości jak owoc róży i głogu.
Jednym z podstawowych powodów naszych nie domagań jest chroniczny brak witaminy C. Człowiek nie jest w stanie wytworzyć jej sam w organizmie. Inaczej mają drapieżniki. Wilk, lis i pies wytwarzają ją z białek, zazwyczaj pochodzenia zwierzęcego. My, ludzie, musimy ją dostarczać w ilości zależnej nie tylko od pory roku, masy ciała, ale przede wszystkim od stanu i formy naszego organizmu!.Kiedy jesteśmy przeziębieni, organizm domaga się podwójnych dawek!.Kiedy jesteśmy w przyzwoitej formie wystarczy ok. 1 mg na kilogram masy ciała. U kobiet w ciąży i karmiących zapotrzebowanie na witaminę C wzrasta znacznie. Trudno więc mówić o konkretnej dawce witaminy i jest to dobra wskazówka, bo każdy z nas jest przecież indywidualnością – fizyczną i psychiczną.
Witamina C jest witaminą ogólnoustrojową potrzebną w każdym centymetrze naszego organizmu. Bez niej kolagen nie nabierze swojej struktury, a bez mocnego kolagenu nie ma sprawnego oka, mózgu, stawów i skóry, bo on stanowi bazę do budowy tych organów i części naszego ciała. Lecz i na tym nie kończy się rola tej jakże ważnej witaminy. Odgrywa ona niezmiernie istotną rolę w procesach redukcji i utleniania w naszym ciele. Hamuje procesy starzenia się organizmu! Spowalnia zmiany miażdżycowe oraz zaburzenia procesów trawiennych. Ma ogromny wpływ na ogólną odporność naszego organizmu. Warto na koniec tej długiej listy wspomnieć o jeszcze jednej, niezmiernie ważnej właściwości witaminy C. Ma ona zdolność hamowania tworzących się w przewodzie pokarmowych nitrozoamin, które są związkami rakotwórczymi a dostają się do przewodu wraz z warzywami, które są przenawożone związkami azotu!
Czerwieni się w jesiennym słońcu dzika róża i głóg i oba te zioła wołają cicho: zerwij mnie!
Zerwij a dostaniesz za darmo to, co potrzebujesz: witaminę C, karetonoidy, kwasy organiczne, ważne dla serca flawonoidy, antocyjany, które działają, jako przeciwutleniacze i olejki eteryczne. Dostaniesz całą gamę witamin: A, B1, B2, E, K oraz P –z bioflawonoidów.
Od dawien dawna „Dzicy” sięgali po owoce tego krzewu. Początkowo dzika róża była częścią pożywienia. Później stała się lekarstwem. Wspominali o niej w swoich działach i praktykach Hipokrates, Dioskurides, św.Hildegarda z Bingen a po nich wielu autorów współczesnych poradników i ksiąg o ziołolecznictwie /np. prof. Aleksander Ożarowski/.
Dzika róża jest przede wszystkim znakomitym źródłem witaminy C, która jest bardzo dobrze wchłaniana. Naturalna witamina C jest skuteczniejsza w działaniu od syntetycznej. Jej aktywność wynika z obecności w dzikiej róży flawonoidów i kwasów organicznych, które chronią je przed rozkładem. Jak podaje wspomniany prof. Ożarowski syntetyczna witamina C wchłaniana jest w ok. 30-35 %. Reszta opuszcza organizm naturalnymi drogami ewakuacji.
Dzika róża działa również moczopędnie i przeciwskurczowo. Te dwie cechy uzupełniają się wzajemnie i powodują zwiększenie wydzielania moczu a wraz z nim nadmiaru toksyn chociażby z pożywienia.
W ciężkich czasach szkorbutu a więc wtedy, gdy brakowało pożywienia lub jego dostępność była monotonna to właśnie dzika róża i kiszona kapusta były dwiema drogami ratowania niedoborów. Wato więc, zastanowić się czy zamiast „błyskawicznie” zaparzających się herbat, wygodnych w obsłudze nie sięgnąć po różę. Jej piękny kolor, bogaty smak i przede wszystkim „ładunek”, który wnosi do naszego organizmu, sprawia, że poczujemy, czym obdarza nas Natura. Świetnie smakuje dzika róża z kwiatem bzu czarnego, owocem głogu, i lipą. W takim zestawieniu rozgrzeje nasze ciało a warto to zrobić, bo słońce już niskie, chłodniejsze. Taka herbatka pita przez jesień, przygotuje nasz organizm do zimowych chłodów.
Kiedy zbieramy owoce dzikiej róży potrzeba zabrać dwie rękawice. Ostre kolce poranią nas, gdy gołą ręką sięgniemy po nie. Potem, zebrane owoce rozsypujemy cienką warstwą i w ciepłym, przewiewnym miejscu bez dostępu światła słonecznego suszymy. Kiedy są już twarde i pomarszczone, można przesypać je do słoików a przed samym spożyciem koniecznie zmielmy je, lub rozbijmy w moździerzu. Bez tego ruchu, dzika róża nie odda nam ani swojego aromatu ani też całej bogatej zawartości. Kiedy robimy herbatę wieloskładnikową, najpierw na wolnym ogniu zagotujmy twarde skorupy owocu. Przez minutę albo dwie niech żar wniknie w twardą strukturę po to, aby wydobyć z niej wszystko, co potrzeba. Dopiero po tym dodajmy inne delikatne składniki, ale już bez gotowania, lecz tylko, jako napar przez zaparzenie/ ok. 10 min./. A warto dodać kwiat głogu, kwiat bzu czarnego, kwiat lipy. A kiedy to wszystko naciągnie i ostygnie słodząc do smaku miodem pomyślmy o Dzikich…
Siadając w wygodnym fotelu warto przy takiej herbacie obejrzeć znakomity film „Samsara”
Film bardzo ciekawy, bez słów. Obraz i dźwięk wprowadza nas w historię tego, co bezpowrotnie tracimy! Film ten pokazuje ogromne zdziwienie „Dzikich,” którzy z zatrwożeniem patrzą na to, co „Cywilizowani” robią z Matką Ziemią… Patrzą, bo niewiele innego zrobić mogą, patrzą, bo nie mogą zrozumieć…po co?!
Świat w swojej różnorodności był powodem nie tylko podróży i porównania różnych kultur, handlu na małą i ogromną skalę, lecz również był powodem zachwytów: pięknem, sensem, różnorodnością oraz znakomitą umiejętnością dostosowania się człowieka do lokalnych warunków. Był powodem zachwytów: prawdą, honorem, oddaniem i poświęceniem.
Dzisiaj, trudno powiedzieć, kto jest bardziej dziki… zwłaszcza po obejrzeniu tego filmu.
A z rzeczy dzikich wciąż pozostaje jeszcze …smak i zapach dzikiej róży.
Smacznego!
Zobacz również:

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Dzika róża – dzikie serce…"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]