10°   dziś 12°   jutro
Wtorek, 05 listopada Elżbieta, Sławomir, Dominik, Zachariasz, Balladyna

Dokąd zmierza PKS?

Opublikowano 16.02.2012 09:09:08 Zaktualizowano 05.09.2018 11:11:25

Nowy Sącz. Od lat niedoinwestowany, z cherlawym taborem, a co za tym idzie zbierający baty w wyścigu o klienta i borykający się z problemami finansowymi sądecki PKS postawiony został w stan likwidacji. Dworzec autobusowy wystawiono na sprzedaż.

Zdaniem akcjonariuszy (największym jest Urząd Marszałkowski Województwa Małopolskiego, który ma 85 procent udziałów w spółce) tylko tak można uratować przedsiębiorstwo przed upadłością. Ostatni akt dramatu dużej do niedawna firmy rozgrywa się niemal dokładnie w 61. rocznicę jej powstania. 6 stycznia 1951 r. wyjechał na drogi Sądecczyzny skromny tabor PKS, który stanowiły dwa autobusy z demobilu, 12 ciężarówek i trzy traktory. Od tego momentu z każdym rokiem najbardziej nawet odległe miejscowości regionu zyskiwały połączenie z Nowym Sączem. Niebawem znaczek PKS może zniknąć całkowicie z sądeckich dróg.

Innej drogi nie było

Stało się więc to, o czym mówił odwołany w połowie września ubiegłego roku ówczesny prezes PKS-u Marek Surowiak. W wywiadzie udzielonym tuż po odwołaniu dla „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” stwierdził, że spółkę musi czekać likwidacja i prywatyzacja. Innej drogi nie ma. Na potwierdzenie jego słów trzeba było czekać niecałe pięć miesięcy.

Prawie tydzień działa już w firmie likwidator Bohdan Rejowski. Doświadczony, jeśli chodzi o podobne zadania, bo likwidował PKS w Limanowej i inne spółki.

Piotr Odorczuk, rzecznik prasowy Małopolskiego Urzędu Marszałkowskiego wyjaśnia, że akcjonariusze wybrali najkorzystniejszy wariant:

- Likwidacja, w odróżnieniu od upadłości, pozwala na kontrolowaną restrukturyzację spółki. Oznacza to, że wszystkie propozycje wykupienia zorganizowanej części spółki są uznawane za wiążące i w dalszym ciągu prowadzone będą rozmowy na temat sposobu dysponowania majątkiem PKS w Nowym Sączu. Chodzi o to, by z poszanowaniem praw pracowników zapewnić spłatę zobowiązań przedsiębiorstwa i dalsze funkcjonowanie usług transportowych dla mieszkańców Sądecczyzny.

PKS – muzeum socrealizmu

Prawie tydzień działa już w firmie likwidator Bohdan Rejowski. Ten sam, który likwidował PKS w Limanowej. Jak na razie decyzja akcjonariuszy nie wpłynęła na funkcjonowanie przedsiębiorstwa i nie dotknie pasażerów. Tego można być pewnym. Głównie dlatego, że konkurencja już dawno nie śpi. Tam gdzie jesienią PKS kursy zawiesił, jeżdżą już busy - dwa razy szybsze, tańsze i mobilniejsze.

PKS sądecki już od kilku dobrych lat był w kiepskiej kondycji finansowej. Po przejęciu większościowego pakietu własnościowego przez województwo udało się trochę postawić chorego na nogi. Za rządów Marka Surowiaka, który dzięki licznym kontaktom „przyniósł” do firmy 5 mln zł, zredukowano przerost zatrudnienia, odnowiono nieco tabor, próbowano walczyć ze związkowymi przywilejami i spłacono najpilniejsze zobowiązania. Myśląc o dywersyfikacji źródeł przychodów wybudowano nowoczesną stację diagnostyczną. Po niecałym półtora roku rządów firma była jednak nadal na minusie. Marek Surowiak zderzył się w PKS-ie - jak sam powiedział - z socrealistycznym muzeum.

Układ zbiorowy dawał wszystkim przywileje, które były 300-400 razy wyższe niż daje kodeks pracy – mówił w wywiadzie dla „DTS”. - Na przykład od lat co roku o 1,5% wzrastała pensja. Dochodzi do takiej sytuacji, że pracownik ma 3 tys. zł podstawy, a z tytułu owego 1,5% ma jeszcze 2,5 tysiąca. Ale nie za pracę, tylko dlatego, że spędził w firmie 40 lat. Jeszcze ciekawsze były nagrody jubileuszowe. Po 35 latach pracy, czyli niemal wszyscy pracownicy, dostawało się 800% wynagrodzenia miesięcznego. Czyli pracownik brał ekstra 25-30 tys. zł, co dawało rocznie 500-600 tys. zł. Taka była skala tylko tych dodatkowych wynagrodzeń.

Przez takie wydatki firma była pozbawiona możliwości regulowania zobowiązań. Istniało zagrożenie, że firmy dostarczające paliwo po prostu go nie przywiozą. Nie starczało na opłacenie ZUS-u, podatków, przesuwano wypłaty. -  Ale wypłata przywilejów szła pełną parą – dodawał Marek Surowiak.

Firma za złotówkę

Były prezes ujawniał również inne szokujące fakty. Wedle jego szacunków z firmy wyciekało paliwo. Wcale nie wąską stróżką, bo ok. 500 litrów dziennie. Łatwo policzyć ile to kosztowało PKS miesięcznie. Jak tu konkurować na rynku choćby ze Szwagropolem, gdzie każda złotówka oglądana była i jest dwa razy? Dlatego najważniejszy konkurent PKS-u na intratnej linii do Krakowa na przystanek podjeżdża dziś mercedesami, a nie starym autosanem. Przykładów na przejadanie majątku firmy były prezes podawał więcej. Choćby zlikwidowane przez niego stałe bezpłatne bilety dla rodzin pracowników, a było i ponad 1000, choćby luksusowe ubezpieczenia na życie po 150 zł miesięcznie dla 80 osób z firmy. Dla przedsiębiorstwa w takiej sytuacji finansowej to było coś więcej niż strzał w stopę. To było w dzisiejszych realiach rynkowych samobójstwo.

Teraz w PKS nie ma już Surowiaka, nie ma też jego następy Dariusza Gorgonia. To koniec przedsiębiorstwa w takim kształcie jaki znamy. Pół roku temu województwo małopolskie wystąpiło do pracowników spółki, w tym również do lokalnych samorządów, z propozycją przejęcia za symboliczną złotówkę działalności przewozowej PKS w Nowym Sączu. Sprawa jednak uschła. Teraz dwie grupy pracowników spółki myślą o pociągnięciu przewozów. Jedna z Krynicy, druga z Nowego Sącza. Na razie jednak niewiele wiadomo na ten temat. Rzecznik Urzędu Marszałkowskiego zapewnia, że ich oferty będą rozpatrywane w pierwszej kolejności. Likwidacja potrwa zapewne kilka miesięcy, a próby pracowników, na razie mało sprecyzowane, by wziąć sprawy w swoje ręce, wcale nie muszą skończyć się sukcesem. Jeśli na miejscu dworca powstanie lodowisko, albo wielki plac zabaw to pół biedy. Gorzej jeśli kolejna galeria handlowa. Na razie PKS dryfuje w nikomu nieznanym kierunku.


6 stycznia 1951 r. wyjechał na drogi Sądecczyzny skromny tabor PKS, który stanowiły dwa autobusy z demobilu, 12 ciężarówek i trzy traktory. Od tego momentu z każdym rokiem najbardziej nawet odległe miejscowości regionu zyskiwały połączenie z Nowym Sączem. Niebawem znaczek PKS może zniknąć całkowicie z sądeckich dróg



Fot.: Archiwum Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu

Zobacz również:

Komentarze (3)

organista
2012-02-16 16:36:59
0 0
Jak widać Władza Wojewódzka nie ma pojęcia jak organizować i aktywizować region. Przywileje pracownicze W Sadeckim PKS są owocem rewolucji solidarnościowej w latach 80-90. Tym sposobem niszczono polskie przedsiębiorstwa.Dzis władza zrzuca cala odpowiedzialność na związki zawodowe i pracowników .Urząd Marszałkowski jest instytucja służącą jego pracownikom i radnym . Brak tym ludziom wiedzy i doświadczenia w kreowaniu polityki regionalnej. Jak na razie to same likwidacje w transporcie kołowym. Na kolei masakra . Witany hucznie pociąg Nikifor tyko raz przechwal trasę Kraków - Nowy Sącz w 2.5 godz.Po przywitaniu wszystko powróciło do normy małopolskiej tj ponad 4 godz. do Nowego Sącza.Wielkie dzięki bo już się przestraszyłem ze coś się zmieniło na kolei.
Odpowiedz
wiesiek55
2012-02-20 15:51:40
0 0
Nieźle panie Surowiak. A teraz niech pan powie, jakie pan otrzymywał wynagrodzenie za zajmowane stanowisko w PKS? Po drugie, 1,5% rocznej podwyżki dla pracowników to mniej niż inflacja! Proszę powiedzieć wszystkim ilu pracowników (ilu kierowców?!) dostaje niby tę pensję 5,5 tysiąca miesięcznie? panie Surowiak jest pan kłamcą i manipulantem! tylko dyrektorzy, zarząd i zatrudniani przez nich znajomi trzepali kasę na pks'ie aż ten końcu do reszty zbankrutował! żadna gazeta oczywiście o tym nie napisze, o odprawach i krętactwach w zarządzie, a ile ludzi teraz straci pracę?
Odpowiedz
iwonkaa
2012-02-20 19:28:24
0 0
Stacja diagnostyczna, którą wybudował Surowiak do reszty pogrążyła sadeckie przedsiębiorstwo. Tak, to wina Surowiaka, który wybudował nikomu niepotrzebną stację, na którą zaciągnięto kredyt - nie ma dokumentów na co tak naprawdę poszły pieniądze, ale wiadomo że zobowiązań nie spłacono. Za to na odprawy się znalazły pieniążki. Teraz jest spółka jest likwidowana i za bezcen zostanie sprzedany majątek - ciekawe tylko ile na tym zarobi zarząd? A co do samego artykułu to bardzo śmierdzi brakiem etyki dziennikarskiej, pokazuje tylko jedną stronę - dlaczego szanowny autor nie pokusił się o przedstawienie sytuacji ze strony przeciętnego pracownika? nawet gazetom nie można dziś ufać bo każdy w łapę bierze.
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Dokąd zmierza PKS?"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]