1°   dziś 1°   jutro
Poniedziałek, 23 grudnia Wiktoria, Wiktor, Sławomir, Małgorzata, Jan, Dagna

Brzegi z prymasem - wspomnienia Pawła Zastrzeżyńskiego

Opublikowano  Zaktualizowano 

Reżyser Paweł Zastrzeżyński (limanowianin) za namową dr Wandy Półtawskiej napisał wspomnienia ze spotkania z kardynałem Philippe Barbarin (prymas Galii) i niezaplanowanej wizyty w Brzegach. Poniżej wspomnienia Pawła Zastrzeżyńskiego w całości:

BRZEGI
Zacznę od krzesła, na brzegu rzeki Beskidu Niskiego. Cztery osoby przechodzą przez rzekę. Wszystkie objuczone tobołkami. Jest piękna słoneczna pogoda. Na niebie płyną białe obłoki, woda jest ciepła i płytka. Bywa, że w tym miejscu nurt jest głęboki i porywisty. Osoby starają się sforsować toń, która rozciąga się na dobre 15 metrów. Kamienie w tym roku są bardzo śliskie i mocno porośnięte mchem. Ta rzeka każdego roku przybiera inną postać i też każdego roku jej nurt pokonują niezwykli goście. Pierwszym z nich był Karol Wojtyła. Dziś jest to Kardynał Philippe Barbarin.
Podkasane spodnie, na nogach ma moje stare buty, które używamy do przejścia przez wodę. Ta podróż wynikła spontanicznie. Nie było czasu na przygotowania. Kardynał do Krakowa przyjechał razem z grupą dwóch tysięcy francuskiej młodzieży, na Światowe Dni Młodzieży. A tu, mimo obowiązków postanowił, że przyjedzie extra. To ważne miejsce skąd Karol Wojtyła wiele lat temu wyruszył do Rzymu. Miejsce gdzie bije źródło głębi nauczania Karola Wojtyły. Źródło, które dziś staje się oceanem w Brzegach.
Kardynał wyciąga w moją stronę rękę, aby wziąć ode mnie krzesło, które staram się przewlec przez rzekę. Krzesło stare, pięćdziesięcioletnie. Niosę je dla profesora Półtawskiego, ponieważ ktoś włamał się do domku i ukradł stołek i stare buty, zresztą to wszystko co można było tam znaleźć.
Wyciągnięta dłoń Kardynała do mnie stała się preludium do dalszych zaskakujących wydarzeń, których byłem świadkiem.
Mimo, że Kardynał jeszcze parę dni temu był przekonany, że nie uda mu się zostawić Krakowa i wyjechać na cały dzień, teraz to się nie liczyło. Do Krakowa dojechaliśmy około godziny dziewiętnastej. Warto podkreślić, że wyjazd z Krakowa, tak zaplanowaliśmy, że Kardynał przyjedzie na lotnisko Balice, gdyż wjazd do Krakowa dla nas był niemożliwy. Wszystkie drogi dojazdowe były zamknięte. Nasz samochód ma nr KLI, zarejestrowany jest w Limanowej, a Kraków podzielony został na strefy ruchu. Żadna z tych stref nie była dostępna. W drodze powrotnej okazało się, że autostrada A4 z Tarnowa mija Brzegi, gdzie tego dnia odbywało się czuwanie młodzieży. Kardynał zasugerował, czy było by możliwe aby tam bezpośrednio wysiadł. Pomyślałem, że spróbuję porozmawiać z policją, że jest Kardynał, który stara się dostać do ołtarza i czy mogli by jakoś pomóc? Zatrzymałem się na autostradzie przy paru radiowozach, lecz zamiast wskazówki zaproponowano mi mandat. Kolejny raz spróbowałem i wskazówka była ta sama. Identyfikator Kardynała dla policji nic nie znaczył. Tak krok za krokiem w poszukiwaniu jakiejś drogi jakiegoś rozwiązania wylądowaliśmy na zjeździe Łagiewnickim. Trzeba tu podkreślić, że pielgrzymi np. z Limanowej musieli przebyć 25 km piechotą, aby dojść do Brzegów, dlatego próba wjazdu do Krakowa a tym bardziej w pobliże ołtarza była z naszej pozycji niemożliwa. Tuż za zjazdem Łagiewnickim policja skierowała nas w prawo na jakaś boczną drogę. Utworzył się korek, z każdej strony autokary, które uniemożliwiły nawrócenie. Samochód powoli toczył się, a my poczyniliśmy kroki, aby spróbować skontaktować się z organizatorami i z policją, aby spróbować znaleźć jakieś rozwiązanie. Na darmo! Po chwili zorientowaliśmy się, że nie jest źle, bo jedziemy w dobrym kierunku. Po paru minutach zatrzymaliśmy się, na skrzyżowaniu, gdzie z wielu storn napływały grupy młodych pielgrzymów. Zatrzymałem się na skrzyżowani i poprosiłem policjanta, aby nas wpuścił. Zabronił wjazdu! Ale zaznaczył, że do Brzegów z tego miejsca jest tylko 3 km piechotą. Zatrzymaliśmy się na poboczu. Kardynał wyszedł z samochodu. Ja dogadałem się z miłą panią, która pozwoliła zaparkować nasz samochód na jej działce. Na początek nie chciała o tym słyszeć, jednak gdy Kardynał z teczki wciągną kardynalski strój i zaczął na ulicy go ubierać zmieniła zdanie. Kardynał postanowił dotrzeć do miejsca czuwania na nogach. Postanowiliśmy iść z Nim.
Do tego momentu ŚDM były dla nas wydarzenia dość dalekim. Śledziliśmy to co działo się wokół tego wydarzenia wyłącznie przez środki masowego przekazu. Głównie w tym okresie docierały do nas liczby, sumy, jakieś zestawienia. Wszystko to wykluczyło nas z chęci uczestnictwa. Mnie osobiście już nie puszczał wiek, dodatkowo te wpisowe, to pokrywało cały nasz miesięczny budżet. Właściwie skoncentrowaliśmy się na tym, aby gdzieś przeczekać to wydarzenie, zresztą jak spojrzeć na wyludniony Kraków przed dzień tych wydarzeń, nie byliśmy osamotnieni. Jednak żona zdradziła mi, że pragnęła choć na chwilę znaleźć się w Brzegach. Cudownie tu jest.
Założyłem kardynalski żółty plecak pielgrzyma, drugą torbę przepasałem przez ramię i w trójkę ruszyliśmy za kardynałem, który po wyjściu z samochodu przeistoczył się w hierarchę kościelnego.
Policjant, który nie chciał nas wpuścić, gdy zobaczył Kardynała odwrócił się, jakby nie wierząc co widzi. I to zachowanie stało się początkiem lawiny najróżniejszych ludzkich reakcji, na obecność Kardynała na pielgrzymim szlaku. Kardynał był uśmiechnięty. Po paru krokach zaczepił pierwszych pielgrzymów. Zapytał ich po polsku skąd są. Odpowiedzieli, że z Czech. W jednej chwil już zaczął z nimi rozmowę w ich ojczystym języku. Zdziwienie tych młodych ludzie było ogromne. Po chwili kardynał zaczął rozmawiać z księżmi z Kongo. Ta rozmowa była dłuższa, wypełniona głębią.
Asfaltowa, załatana boczna droga, którą przemierzali pielgrzymi w drodze na czuwanie z Ojcem Świętym Franciszkiem w naszym pojęciu zaczęła wypełniać karty Ewangelii. Kasia, córka pani Wandy, dzięki której obecność kardynała była tu możliwa, zauważyła, że w Ewangelii jest tyle wskazówek o czuwaniu, o tym że nigdy nie wiemy, kiedy coś wielkiego wydarzy się w naszym życiu tak jak tu. Jakie były najróżniejsze reakcje pielgrzymów na widok Kardynała, ludzie przyzwyczajeni, że osobistości wożone są limuzynami, oddzielone kordonami, niedostępne. A tu Prymas Francji idzie tymi samymi ścieżkami co oni. Również mijały nas samochody wolontariuszy, żaden z nich się nie zatrzymał. My jesteśmy im za to wdzięczni. Chcieliśmy aby ten szlak trwał jak najdłużej.
Kardynał szedł szczęśliwy, to śpiewał pieśni religijne to je wygwizdywał. Szedł bardzo radośnie, oddając się wyraźnie w prowadzenie... jakby za kimś podążał. Skręcił na pusty peron. Przeszedł go i skręcił na piaszczystą drogę, w stronę drogi, na której końcu z tumanu kurzu otworzyła się perspektywa Brzegów. Po horyzont, jak okiem sięgnął młodzi ludzie i kurz, telebimy, karetki, policja... Cały czas podążaliśmy za Kardynałem, krok za krokiem otwierają się nowe przestrzenie, jednak nie ogromne a skromne. Przestrzeń nie była przeskalowana, tak jak można było to odebrać z przekazu medialnego, a bardzo bliska, spójna z nami. To byli tacy sami skromni, zwyczajni ludzie. Ich obecność potęgowała zachwyt nad tym miejscem. Ci ludzie na obrzeżach tego ogromnego wydarzenia, nie mogli liczyć na zauważenie, jak ci którzy byli w tym naświetlonym centrum, a tu do nich idzie kardynał. Jak do tego samego źródła co szedł Karol Wojtyła. Ci młodzi ludzie w tych swoich skromnych przestrzeniach. W tych oazach modlitwy, jakby odbite w tym samym źródle, które jeszcze prę chwil temu Kardynał odwiedził w lesie. Ta sama przestrzeń, skąd wybiło to źródło, które tu utworzyło ocen, jednak każda z cząstek, przesycona jest tą samą pierwotną częścią tego ubogiego ducha. Zrozumiałem, że te liczby, które media starały się ukazać, można tylko odnieść i zobaczyć w odniesieniu do Boga. Ta nieskończona liczba to jakby sam Bóg ukazał się w swoim ogromie. Kardynał który zatrzymał się na obrzeżach jakby nabrał właśnie tego przekonania.
Ja nie widziałem tego tłumu, dostrzegałem pojedynczych pięknych ludzi, a przez nich można było zobaczyć samego Boga. W skromności porostu, zwyczajnie się objawił.
W zadumie staliśmy jak skorupki orzecha na wielkim oceanie... Obok, do kardynała podeszła młoda piękna osoba. Zaczęli ze sobą rozmawiać. My podziwialiśmy zachód słońca, który rozlał się na tym pięknym pielgrzymami ocenie. Wspomniałem tak dobrze znane mi źródło...
Papież Franciszek na ustawionych przed nami telebimach podszedł do monstrancji. Za chwilę będzie miało miejsce błogosławieństwo. Podeszła Kasia z Madzią. Powiedziała, że ta dziewczyna już korespondowała z kardynałem. Jest to nawrócona muzułmanka francuskiego pochodzenia, która teraz chciała prosić Kardynała, aby ochrzcił jej syna. Spotkali się w rzeszy dwóch milionów pielgrzymów. Słońce powoli zaszło za horyzont. Uklękliśmy wszyscy, nastąpiło błogosławieństwo.
W drodze powrotnej, kolejni pielgrzymi i kolejny zachwyt nad otwartością Kardynała. On z każdym z napotkanych narodowości rozmawiał w ich języku. Trudno powiedzieć ile ich znał. Na pewno naście...
Podszedłem do dwóch młodych chłopców, którzy siedzieli na konstrukcji betonowego wiaduktu i palili papierosy. Mówię im, że to jest kardynał, prymas Francji. Z niedowierzaniem popatrzyli na mnie, ale zeskoczyli z konstrukcji. Jeden z nich w ekspresowym tempie butem zadeptał papierosa i razem w dzikim pędzie ruszyli w pogoni za kardynałem. Zatrzymali go i przymusili, aby zrobić z nim zdjęcie. Przedstawili się, że są z Ukrainy. Poprosili o błogosławieństwo. Każdy naród, który w czasie drogi spotykał się z kardynałem inaczej reagował. Bez reakcji byli tylko młodzi, którzy chodzili parami oni nie zauważali kardynała. Z całej tej drogi najbardziej wyryła się w pamięć grupa młodych chrześcijan z Izraela. Uśmiechnięci podbieli do Kardynała, a on w mgnieniu oka zatrzymał ich słowami modlitwy. Zaczął odmawiać Ojcze nasz w ich ojczystym języku. Po arabsku. Oni z nieopisanym przejęciem, głośno i wyraźnie włączyli się. Następnie upadli na kolana i prosili o błogosławieństwo. W ich kraju za to grozi śmierć. Amerykanie, Hiszpanie, Francuzi, Chilijczycy z każdym, z nich modlił się w ich ojczystym języku.
Do zdania relacji z tych obserwacji, namówiła mnie dr Wanda Półtawska, gdy starałem się jej i profesorowi zrelacjonować to nieplanowane spotkanie w Brzegach, gdy odwoziliśmy kardynała po wizycie u nich. Pani Wanda i Profesor zapyli czy kardynał dotarł na miejsce? Odpowiedziałem, że drogi były tak zamykane, jakby tylko dla nas i tak abym mógł Kardynała dostarczyć pod drzwi. „Na anielskich skrzydłach” – zaznaczyła Pani dr Półtawska. Profesor, nie mógł tylko zrozumieć, jak można było napisać na identyfikatorze, takie dane, które uniemożliwiły dotarcie Kardynała do Brzegów.
Układałem tę historię w czasie codziennej Mszy świętej, te obrazy i wydarzenia wciskały mi się do głowy. Zwłaszcza wyraźny był ten kontrast tych medialnych liczb i wielkości wydarzenia z tym co zobaczyłem. Myślałem o tej rzeszy młodych ludzi... Wstałem z ławki aby klęknąć do Komunii. Cały czas wciskały mi się do głowy obrazy zapisane w Ewangelii i rzeczywistość tej ewangelicznej drogi Kardynała. Tych wszystkich relacji, obrazów, twarzy, uśmiechów, życzliwości, radości i tego źródła, gdzie wszystko się zaczęło. Usłyszałem od kapłana: Ciało Chrystusa. A mi zamiast Amen wyrwało się samoistnie: TAK.
Zobacz również:

Komentarze (1)

orate
2016-08-04 23:23:49
0 0
Piękna historia jak również znakomite towarzystwo . ; Głębia przyzywa głębie chukiem wodospadów ; .
TAK - dla wielu trudne słowo , decyzja .
Jednak wiara domaga sie działania , na chwałę Pana . Ps.63
Serdecznie pozdrawiam Panią dr Wandę Połtawską z Mężem , oraz Pana wraz z rodziną . Ps.91
Odpowiedz
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Brzegi z prymasem - wspomnienia Pawła Zastrzeżyńskiego"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]