Boją się, że lisy mogą stać się wściekłe

Na terenie gospodarstwa Rafała Cabały z Żeleźnikowej Wielkiej zadomowiły się lisy. – Obecność zwierząt oznacza straszny smród padliny, którą znoszą w okolice domu. Dodatkowo na terenie, na którym mieszkamy została wykryta wścieklizna. Obawiamy się o bezpieczeństwo dzieci – alarmuje pan Rafał.

Lisów jest sześć: matka i piątka małych. Wszystkie czują się jak u siebie w domu i wieczorami spacerują po podwórzu. Mieszkaniec Żeleźnikowej Wielkiej nie wiedząc jak postąpić z dzikimi zwierzętami zgłosił się po pomoc do gminy. – Z tym problemem zgłaszają się do nas mieszkańcy już nie po raz pierwszy. My nie mamy ani hycla, ani możliwości odstrzału. Jestem po rozmowach z kołem łowieckim. Oni ten problem uporządkują. Mogą lisy odstrzelić albo przepłoszyć – wyjaśnia wójt Stanisław Kiełbasa. Myśliwi mają jednak związane ręce dopóki lisy znajdują się na terenie posesji, bo odstrzału zwierząt w bezpośrednim sąsiedztwie domostw zabrania im prawo. – Problem polega na tym że można strzelać bezpośrednio 100 metrów od zabudowań. Obserwujemy zwierzęta i jeśli tylko natrafi się taka sposobność, czyli lisy się oddalą od gospodarstwa, to je wyeliminujemy – zapewnia Stanisław Michalik, prezes Koła Łowieckiego Głuszec.
Zgodnie z prawem gmina nie ma obowiązku odławiania dzikich zwierząt i ich odstawiania do specjalnego schroniska. Nie ma też przepisów, które zwalniałyby samorząd z tego obowiązku. Samorząd może szukać pomocy dla mieszkańców nie tylko u myśliwych. Może zwrócić się też do starostwa o zorganizowanie odłowu lub odstrzału. Jeśli problem dotyczy dużej liczby zwierząt, a skala problemu większego terenu, o podjęcie odpowiednich środków wnioskuje się do samorządu województwa.
AD
Fot. Andrzej Książek, Nadleśnictwo Piwniczna

Ponad 5 tys. zachorowań na krztusiec w ciągu czterech tygodni Daniel Obajtek stawił się w siedzibie NIK na przesłuchanie ws. fuzji Orlenu i Lotosu