wilkolak
Komentarze do artykułów: 1
WięcejCo do odpytywania uczniów przed wejściem do klasy, ja nie widzę w tym nic dziwnego. Dla mnie te argumenty i oskarżenia są śmieszne. Dzięki temu uczniom utrwalała się tabliczka mnożenia i równania. Według mnie to było raczej z pożytkiem dla każdego ucznia, ponieważ była zachowana dyscyplina i każdy się przykładał do nauki, żeby nie znaleźć się na końcu kolejki. Równie dobrze, jakby ktoś oskarżał nauczyciela o klasówkę przed każdą lekcją bo to jest już za dużo. Śmiech. Ciekawe jest to, iż owa była Pani dyrektor zrezygnowała w czasie trwającej kadencji i wynika z tego, że właśnie przez panią Marię D. Trochę to dziwne dla mnie jest, że osoba zarządzająca dużą placówką, mająca pod sobą kilkanaście jak nie kilkadziesiąt osób personelu szkoły, rezygnuje z funkcji dyrektora przez jednego z podwładnych. Według mnie, to trochę inaczej działa. To tak jakby premier rezygnował ze stanowiska przez jednego ze swoich posłów. Właśnie nie, to poseł opuszcza szeregi jeżeli jest niekompetentny, a premier w to miejsce daje kogoś innego i dalej rząd działa. Rezygnacja raczej świadczy o przecenieniu swoich możliwości i dojściu do wniosku, że stanowisko dyrektora to nie bycie nauczycielem. Wtedy już trzeba zarządzać cała placówką, a nie tylko uczniami w danej klasie podczas lekcji. Co do akcji z butelką, to raczej powinno być zarządzenie od góry, że uczniowie nie powinni podczas przerw przebywać w klasie (bo to się stało w klasie), bo jak jeden nauczyciel może upilnować uczniów na korytarzu i jednakowo w kilku klasach. Fizycznie jest to niemożliwe, żeby być w kilku miejscach na raz. A dwa, to interwencja Marii D. w tym wypadku była prawidłowa, ponieważ skoro już się stało, to od razu było wezwane pogotowie, bo w takim wypadku już nie ma żartów, to jest głowa. A że komuś to nie pasowało, ponieważ godziło to w całą placówkę, to jest inna kwestia. To tak jak z Panem z jednego artykułu o koparce, zawieziono go do domu, a dopiero z domu do szpitala. Czyżby ktoś miał coś na sumieniu? Podobnie tu co poniektórzy chcieli żeby tak zrobić, zawieźć ucznia do domu, żeby tylko nie było akcji w szkole i nagłośnienia sprawy. Co do odpytywania, to o ile mnie pamięć nie myli, jedna z Pań nauczycielek od angielskiego miała podobne metody z odpytywaniem ze słówek przed wejściem do klasy, dlaczego wtedy nikt nie interweniował? Co do skarg rodziców, najwięcej zastrzeżeń mieli rodzice, których dzieci słabo się uczyły, albo w ogóle nie chciało się im przyłożyć do nauki, a Maria D. była wymagającym nauczycielem, umiejącym nauczyć, ale tylko jeżeli ktoś chciał i przykładał się do nauki. Jak to stwierdził jeden rodzic z klasy od której się zaczęła cała ta sprawa, mniej więcej było to tak: 'moja córka dobrze się uczy, nie ma problemów z matematyką, to po co ja mam chodzić po sądach, jak do tej nauczycielki nic nie mam'. A więc jak się to ma do tego wszystkiego? Z tego co zauważam śledząc tą sprawę od jakiegoś czasu, z każdym artykułem i każdą rozprawą wychodzą ciekawe rzeczy. Nim dojdzie do wyroku sądowego, przypuszczam, że sporo spraw może ujrzeć światło dzienne. Dlaczego nikt nie porusza tematu nauczycielek, które były i są w tej szkole w miejsce Marii D., podobno też są skargi od rodziców? Chyba, że sprawy są w toku, są zbierane dowody i za jakiś czas będą kolejne sprawy. Z tego wszystkiego wynika, że proceder w tej szkole trwał od ponad dziesięciu lat (mamy 2014 rok, była dyrektor zrezygnowała w 2004 roku), a z artykułu wynika, że już za jej kadencji był problem z Marią D. Gdzie przez ten czas byli inni: kuratorium, rodzice uczniów uczęszczających do danej szkoły, nowa pani dyrektor? Dosyć to ciekawie wszystko wygląda i sprawa jest bardzo rozwojowa.