antyTusk
Wpisy na forum: 161
ptanoc ...jesteś zwykłym DNEM ...nie wiem czy jest to wina genów czy twój prymitywny debilizm został wygenerowany poprzez nagminne bicie cię przez kolegów w szkole i wszystkich dookoła... Biedny człowieku(?) chory w swoich urojeniach kup sobie owce będziesz się mógł spełniać jako przewodnik stada ale i pewnie to cię przerośnie niestety ucierpią biedne baranki. jesteś i byłeś żałosnym produktem tej społeczności. W dawnych czasach pewnie byś poza czworaki ..na czworakach nie wychodził ale PRL wypuścił takie porażki na zewnątrz ....skutek widać. ten tekst nie został skopiowany stanowi próbę analizy umysłowej niejakiego ptanoc który jest dla mnie skończonym lewackim dnem.
Do wszystkich niedouczonych... niedoinformowanych... Norweg oskarżony o zabójstwa nie został przyjęty do największej prawicowej partii w Norwegii... powodem było to że deklarował poglądy skrajnie nazistowskie.... NSDAP to partia Narodowo-SOCJALISTCZNA co to znaczy ..halo??? Paniali? To jest wg. WSI24 Skrajna prawica :D :D Jakiś niedoj..b lewacki napisał że to był katolicki prawicowiec... tak tak z niego katolik który nie uznaje papieża....może prawosławny katolik :D :D Pochodzi z rodziny protestanckiej i co z tego? A jak by pochodził z rodziny żydowskiej to co? To że gość ma narąbane w głowie i uważa się za Pana Boga czyli odbiera życie bo mu się coś w głowie p...dliło. Przerażające jest co innego ... to że nikt mu w tym nawet nie próbował przeszkodzić ..chodził i strzelał jak do kaczek ... Właśnie przez to że jest taka jak jest polityka wpuszczania do krajów jednorodnych wszelkiego rodzaju kolorowego dziadostwa i utrzymywania ich na socjalu w imię pseudo wielokulturowego społeczeństwa zawsze się jakiś czub pojawi i będzie chciał naprawiać system skoro go lewacy paprają. A w Polsce co? Członek i fan PO (były SB-ek) strzela cały magazynek w biurze PiS .. próbuje zarżnąć kogo się da... ale to w końcu partia miłości...Radek Zdradek wcześniej namawiał do wyrzynania watahy!! Słowo stało się ciałem.... taki jeden PO-fan wziął sprawę w swoje ręce w Łodzi..."po owocach ich poznacie" Po wydarzeniach w Norwegii ....Radek Zdradek dał popis obłudy ..nie no facet jest jak sok tylko że to on ma 100% obłudy ale przy takich mentorach jaki ma być?
"Zagospodaruj tę resztę." ....mówiłem o reszcie PJN ...a tych to już nikt nie będzie chciał. Kto raz zdradza będzie zdradzał...
"Każdy użytkownik forum.limanowa.net"??? Ty faktycznie jakiś bezmózg jesteś nawet nie wiesz na jakim forum piszesz... ..gość jest pocieszny a ten drugi jeszcze lepszy...ale co tam, toż to baza wyborcza PO... .. "Każdy użytkownik forum.limanowa.net" ... masz na myśli Siebie i twojego chłoptasia od gotowania kartofli... myślę że jak by te dwa wasze móżdżki do kupy złożyć to starczyło by na mózg dla psa Mietka D. stąd mój wcześniejszy koment. o merdanie i łaszenie się przed Donkiem. terorist tyś już nie jest PO-wcem bo tam jednak starają się przed wyborami ..jednak idiotów odsiewać....za dużo ich już tam...dlatego od dziś zostaniesz kryptokomuchem (przydupasem Lesia M.) cieszysz się?? :D:D:D
Cieszę się że ludzie czytają nie tylko śmieci z GW...I to ze zaczynają myśleć nad tym co się stało. Nie mam monopolu na wklejki ... ale ludzie są tak leniwi że nawet im się nie chce szukać. To co wklejam to jest tekst z linkiem ..ale...najlepsze na tych stronach są komentarze ... część niczym nie odbiega od "poziomu" tego tu ale większość ma naprawdę dużą siłę nośną ...co świadczy że ludzie nie zgadzają się na cały ten syf jaki nam wciska PO&Corp. Nie trawię ich ale też nie uważam że PIS jest cacy... komuchy to już dla mnie coś co powinno być tak jak NSDAP skasowana. PSL to banda cwaniaczków którzy przywłaszczyli sobie szyld partii chłopskiej i jak by mieli interes to by nawet matkę Waldiego sprzedali. PJN renegaci-frustraci zamiast wykorzystać potencjał na to by zrównać z ziemią antypolskie-PO to sobie wymyślili PIS-bis...skutek ich szefowa leży plackiem pod biurkiem Donka (co tam robi nie wiem):) reszta została z ręką w nocniku.
Doradca ... temat o którym Pan napisał wrzuciłem już o 2011-07-15 18:28:51 ...odpowiedz tą Pan zignorował bo ona najlepiej pokazuje "podejście merytoryczne" do rozmówcy. Sami sprowadziliście ten temat do poziomu cios za cios...boli niektórych ten temat...bardzo boli(czego się boją?)...a tak fajnie by było jak by nikt tego nie ruszał nie robił wklejek, udało się już ich nie ma. Cała ta sytuacja wokół zamachu śmierdzi i jednoznacznie wskazuje kto się do tego przyczynił...Dla mnie terorist i ptanoc ze swoimi komentarzami i hasłami to dno i tak ich traktuję...chyba ze zmienią ton wypowiedzi w co wątpię. Oburzacie się za obelgi ... ja mam zasadę jak ktoś mnie atakuje zawsze oddaję podwójnie w myśl zasady, "nawet najgłupszy dwa razy się zastanowi czy warto". Jeśli ktoś pisze normalnie patrz złosliwiec czy Doradca to nie widzę problemu by w tym samym tonie odpowiadać...a jak ktoś rzuca kupą ... to dostanie dwie .
Doradca...resort prenumeratę załatwia ..jak za starych dobrych czasów? Dawniej bibułę się studiowało żeby dowiedzieć się prawdy o systemie a teraz czyta się prasę inna niż GW/TP i inne różowo-czerwone szmatławce..czasy inne ..metody te same :D.
Doradca ..słabiutko Pan coś czyta ja to wrzuciłem już o 2011-07-15 18:28:51 .... wstyd... taki brak uwagi...:D. Co do raportu Milera.... za tydzień dowiemy się że wódz Zulusów domaga się tłumaczenia i tak Donek by nie obrazić dobrych stosunków z wodzem spełni jego życzenie czyli będzie tłuuuuuummmaaaaczył dłuuuugo ....tak by do wyborów ..po wyborach.....nigdy. Tak, tak ..żal.pl
Inwektywy nie zmienią faktów - wywiad z Antonim Macierewiczem Aktualizacja: 2011-07-11 10:10 pm Nie brakuje "ekspertów", którzy nadal działają na szkodę bezpieczeństwa prezydenta i międzynarodowych interesów Polski Z posłem Antonim Macierewiczem (PiS), szefem Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku, rozmawia Marcin Austyn Spodziewał się Pan, że "biała księga" na temat tragedii smoleńskiej spotka się z medialnym linczem? - Problem w tym, że oprócz inwektyw nie słyszałem żadnej konstruktywnej krytyki związanej np. z błędami w doborze materiału. Dotąd nie została zakwestionowana ani prawdziwość żadnego dokumentu, ani metoda doboru materiału. Jesteśmy ludźmi, więc mogły nam się przytrafić jakieś potknięcia. Jeśli zostaną one wykazane, będę dążył do ich skorygowania. Na razie "biała księga" jest jedynym istniejącym w Polsce dokumentem, który całościowo ujmuje problem tragedii smoleńskiej - od jej genezy i zaniedbań związanych z budową bezpiecznej floty, po konsekwencje związane z rezygnacją rządu Donalda Tuska z przywilejów Polski płynących z porozumienia zawartego z Rosją w 1993 roku. Księga krytykowana jest za rzekome "wymysły" na temat obezwładnienia samolotu jeszcze w powietrzu. Tymczasem tę sprawę zaznaczył Międzypaństwowy Komitet Lotniczy w swoim raporcie - Rosjanie bardzo fragmentarycznie przywołali opinię na ten temat, korzystając z wyników analiz systemów TAWS i FMS, które przeprowadzili Amerykanie w firmie producenta. MAK przywołał wyniki tych badań i nawet uwzględnił je w wykresie nr 25 raportu. Możemy tam odnaleźć wykres wysokości samolotu w ostatnich minutach lotu. Wyraźnie na nim widać, że linia urywa się nad poziomem pasa. To nie przeszkodziło Rosjanom twierdzić, że samolot do zderzenia z ziemią był sprawny - MAK generalnie starał się nie fałszować faktów, co najwyżej ich nie podawał lub je ukrywał. Jednak już w konkluzjach pewne elementy zostały całkowicie pominięte. Fakt, że mjr Arkadiusz Protasiuk podał komendę "odchodzimy", zdaniem krytyków zespół wymyślił. - To zrobiło na mnie duże wrażanie. Tego rodzaju wypowiedzi pokazują, jak wielka jest zaciekłość i stronniczość niektórych ekspertów. Wiemy, że jednym z istotniejszych elementów polskiego stanowiska było odczytanie rzeczywistego zapisu głosu mjr. Protasiuka pod nałożonymi w wersji rosyjskiej słowami. On nie mówił - jak stwierdzili Rosjanie - "100 m w normie", tylko - "odchodzimy". Kontrolerzy z lotniska Siewiernyj, mając do dyspozycji system RSL, mogli nie znać wysokości samolotu? - Dysponujemy ekspertyzami polskich nawigatorów, wojskowych kontrolerów lotu, pracujących na najważniejszych polskich lotniskach, osób z wieloletnim doświadczeniem zawodowym, także nauczycieli młodych adeptów sztuki lotniczej. Oni jednoznacznie stwierdzają, że ten system pozwalał kontrolerom określić wysokość samolotu. Pana zespołowi zarzucana jest manipulacja informacjami o faktycznej zawartości czarnych skrzynek Tu-154M. Skoro nie możemy mówić, że skrzynki były fałszowane, to czy uprawnione jest twierdzenie, że fałszerstwa nie było? Przecież oficjalnej ekspertyzy na ten temat nie ma. - To jedno, a należy też przypomnieć, że kopie zapisów czarnych skrzynek, które przywiózł z Moskwy minister Jerzy Miller na przełomie maja i czerwca 2010 roku, były w pierwszych wydaniach pozbawione 17 sekund zapisu. Przekazuje się kopie, co do których twierdzi się, że są wiernym i wiarygodnym obrazem oryginału, co więcej - potwierdza się tę wiarygodność, a potem okazuje się, że brakuje 17 sekund. To jest fałszerstwo. Ponadto okazuje się, że taśma mieści 38 minut zapisu w sytuacji, gdy nigdy taka praktyka nie miała miejsca, i twierdzi się, że jest to wynik użycia innego nośnika niż standardowy. To się dzieje w odniesieniu do materiału, który jest dokumentem lotu, dokumentem niejawnym. Nie można dowolnie zmieniać nośników w skrzynkach. Tu się okazuje, że nikt nie wiedział o zamianie taśmy. Dlatego mamy pełne prawo stwierdzić, że zapisy były fałszowane. Jak traktować opinie, że wizycie towarzyszył bałagan organizacyjny, lotnisko nie było przygotowane, ale wcześniej nikomu taki stan nie przeszkadzał? - Świadczy to o tym, że akceptowana jest działalność na szkodę bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie. Obowiązek dobrego przygotowania lotniska jest częścią porozumienia międzynarodowego z 1993 roku, które wiąże Rosję w tym zakresie. To był ich obowiązek, a zaniechanie jego wypełnienia oznacza złamanie porozumienia, co wiązało się z konsekwencjami. Z tego też powodu rezygnacja rządu ze stosowania porozumienia jest dla nas tak bardzo dotkliwa. Pozbawiło nas to podstawy prawnej do domagania się rekompensat za niewypełnienie zapisów porozumienia. Osoby prezentowane jako eksperci lekceważącymi wypowiedziami na ten temat działają na szkodę bezpieczeństwa prezydenta i międzynarodowych interesów Polski. Działają na korzyść tylko jednego państwa - Rosji. Trywializowane jest też zignorowanie zeżenia o potencjalnym ataku na samolot, bo później okazało się, że nie chodzi o rządową maszynę. Można tak postępować? - Może "później" tak było, ale problem polega na tym, że informacja przyszła "wcześniej". Obowiązkiem ABW było sprawdzenie, czy nie istniało realne zagrożenie bezpieczeństwa prezydenta RP. To było obowiązkiem tych służb. Jego niewypełnienie kompromituje tę służbę i powinno oznaczać dymisję jej kierownictwa. Dziękuję za rozmowę. Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 12 lipca 2011, Nr 160 (4091) (" Inwektywy nie zmienią faktów") http://www.bibula.com/?p=40590
Doradca ... czuje Pan taką potrzebę? Jeśli to ma być forma masochizmu politycznego... wyjazd w celu spełnienia w otoczeniu guru... to powodzenia :D.
ptanoc .. terorist PO-cieniasy ;D ćwiczcie HAU, HAU, skomlenie i merdanie.. ....wasz treser Donio będzie w Sączu bijcie pokłony...pożalcie się mu że sobie nie radzicie ze zwalczaniem...waszego guru..
Gdzie jest kokpit? - czyli temat tabu Aktualizacja: 2011-07-13 8:11 am Na temat tego, co stało się z kokpitem samolotu rządowego, który uległ tajemniczej katastrofie 10 kwietnia 2010 roku panuje dziwna medialna zmowa milczenia. Dziennikarze wiodących mediów zachowują się tak, jakby ktoś zakazał im zadawania pytań na ten temat. W zasadzie to, co wiemy na dziś to dwie sprzeczne wersje przekazane przez Rosjan miedzy innymi pani Agnieszce Grzywnie, żonie pułkownika Roberta Grzywny, drugiego pilota. Według pierwszej z nich kokpit rządowej maszyny wisiał na drzewie. Druga wersja mówiła, że był wbity w ziemię na głębokość kilku metrów. Najważniejsza dowodowo część samolotu wyparowała, zniknęła z powierzchni ziemi. Mówi się o sprowadzeniu wraku i cisza jak MAKiem zasiał na temat kokpitu. Nie ma telefonu satelitarnego prezydenta, broni, amunicji i kamizelek kuloodpornych borowców. Podobno niedługo po przeciągającej się miesiącami akcji porodowej przyjdzie na świat raport komisji Millera, w którym łaskawca premier obiecał nie zmienić nawet przecinka. Może za to, dzięki manipulacji w obowiązujących przepisach dokonanych tuż przed powołaniem komisji Millera, jakąś część raportu utajnić. Jednym słowem poród się odbędzie, choć nie wiadomo czy poznamy płeć, kolor oczu i wagę noworodka. Nie dowiemy się również czy odcięta została prowadząca do Moskwy pępowina. Przecież podczas wizyty w Warszawie prezydent Miedwiediew wyraźnie zagroził: "Nie dopuszczam możliwości, by w sprawie katastrofy smoleńskiej śledczy polscy i rosyjscy doszli do różnych ustaleń" Warto przypomnieć garść doniesień medialnych z ostatniego roku, aby uzmysłowić wszystkim, że odbywa się na naszych oczach propagandowa i ewidentna gra na czas. 13 maj 2010 TVN24 - Nie mam informacji, żebyśmy posiadali taki dowód rzeczowy - mówił Andrzej Seremet o telefonie satelitarnym prezydenta. Prokurator generalny przyznał to w rozmowie z TVN24. 21 lip 2010, 00:01 RMF FM/TVN24 Polska prokuratura badająca katastrofę Tu-154 oprócz telefonu satelitarnego prezydenta nie otrzymała również broni należącej do funkcjonariuszy BOR, którzy lecieli z Lechem Kaczyńskim. - Są to przedmioty, które stanowią dowód w sprawie prowadzonej przez prokuratorów rosyjskich - mówił Seremet. Ze względu na przedłużone przez Rosjan śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej broń może wrócić do Polski za kilka miesięcy. PAP 27.10.2010 - Realnym terminem zakończenia prac polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej jest styczeń 2011 r. - oświadczył w Sejmie szef MSWiA Jerzy Miller. Prace wydłuży procedura opiniowania projektu raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). PAP 6 grudnia 2010 Minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski poinformował, iż w poniedziałek podczas rozmów z min. Aleksandrem Konowałowem przekazał oczekiwanie polskiego rządu, aby wrak samolotu Tu-154M trafił do Polski jeszcze przed pierwszą rocznicą katastrofy smoleńskiej. Minister dodał, że podczas rozmowy min. Konowałow "złożył deklarację, że na etapie nieformalnych kontaktów i rozmów z przedstawicielami rosyjskiej prokuratury oraz innych instytucji, które w tej sprawie formalnie będą podejmować decyzję, będzie popierał ten wniosek i tę polską prośbę". Radio Zet 4 stycznia 2011 "W chwili obecnej szczątki samolotu są w dyspozycji rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego, wyjaśniającego po stronie rosyjskiej okoliczności katastrofy. Gdy zakończy on czynności, przekaże go rosyjskiej prokuraturze. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że zarówno rosyjska, jak i polska prokuratura będą opierać się o badania wraku przeprowadzone przez MAK, mam nadzieję, że jest szansa na to, iż szczątki samolotu trafią do Polski jeszcze przed 10 kwietnia, czyli przed rocznicą katastrofy" - powiedział dziennikarzom minister Kwiatkowski 9 kwietnia 2011-06-29 RMF FM Starałem się tłumaczyć Rosjanom, czym powodowane są nasze emocje, że wrak Tu-154 to dla nas nie tylko dowód w śledztwie, ale i symbol pamięci - mówi minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. Jeżeli wrak do maja nie wróci do Polski, podczas oficjalnej wizyty, która będzie za miesiąc, będę w tej sprawie interweniował - deklaruje. - Jeżeli by okazało się, że wrak samolotu do maja do Polski nie trafi, to kiedy mniej więcej za miesiąc będę miał oficjalną wizytę w Rosji, to oczywistą rzeczą jest, że wtedy również podejmę interwencję, żeby przyspieszyć przekazanie wraku do Polski - zadeklarował Kwiatkowski w sobotę rano w RMF FM. PAP 29 kwietnia 2011 - Rosyjscy prokuratorzy, którzy przyjechali do Polski, by wziąć udział w przesłuchaniu świadków w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej, zakończyli pracę - poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa. Rzecznik NPW Zbigniew Rzepa powiedział, że ustalono m.in., że broń i amunicja funkcjonariuszy BOR, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej, zostanie w najbliższym czasie przekazana Polsce. PAP 19 maja, 11:45 Seremet powiedział też, że Rosjanie pozytywnie odnieśli się do sprowadzenia szczątków rozbitego samolotu do Polski. - Uzyskaliśmy pozytywne stanowisko Komitetu Śledczego co do podjęcia działań zmierzających do przewozu szczątków samolotu Tu-154M do Polski. W tym zakresie uzgodniliśmy, że polscy specjaliści oraz żandarmi na przełomie sierpnia i września tego roku przyjadą do Smoleńska, by rozpocząć przygotowania związane z tą olbrzymią operacją - powiedział Seremet na konferencji prasowej w Moskwie. Dodał, że w tej chwili nie potrafi podać daty sprowadzenia szczątków samolotu do Polski. Mija rok i trzy miesiące od tragedii narodowej. Czy ktoś o zdrowych zmysłach wierzy jeszcze, że polskiej i rosyjskiej stronie zależy na ukazaniu prawdy. Ja twierdzę, że cała gra ma na celu jej ukrycie. Mirosław Kokoszkiewicz Za: niezalezna http://www.bibula.com/?p=40627
To nie czytaj tego PO-paprańcu ...boli, razi w oczy, zajmij się czymś innym zabierz swojego chłoptasia i idźcie się...pobujać, poślizgać na placu czerwonym..
faktycznie....nasrane to ty masz ale w głowie..biedaku.
.... W trakcie wideokonferencji Moskwa - Warszawa rosyjscy specjaliści uznali przecież, że gdyby nawet szympans siedział na wieży w Smoleńsku, to i tak nie miałoby to żadnego wpływu na katastrofę... - Trudno słuchać ze spokojem takich bredni. Problem polega na jednej rzeczy - nie potrafimy zdefiniować strony rosyjskiej, lekceważymy ją. A to jest inteligentny i bardzo dobrze wyposażony technicznie kraj i jeden z naszych najbardziej niebezpiecznych sąsiadów. Rosjanie uznali, że lot Tu-154M był lotem jednorazowym międzynarodowym. - Samolot miał określenie "M" jak "military". Według mojej wiedzy, procedury startowe z Okęcia i przelot korytarzami powietrznymi są cywilne. Wszystkie samoloty poruszające się po porcie lotniczym Okęcie stosują procedury cywilne. Lotnisko Siewiernyj jest wojskowe, więc procedury lądowania były wojskowe. Zaraz po katastrofie nasze BOR powinno pierwsze przeprowadzić rozpoznanie? - W żadnym wypadku. Po katastrofie działania rozpoznawcze mijają się z celem. BOR w ramach swoich kompetencji, obowiązków i możliwości w danym momencie powinno zlokalizować, gdzie znajduje się osoba ochraniana, przyczynić się do ewentualnego udzielenia pierwszej pomocy poszkodowanym i ochrony ich wizerunku, m.in. przez uniemożliwienie wykonywania zdjęć przez ludzi do tego nieuprawnionych. Ewentualnie w miarę możliwości w danym momencie przyczynić się do zabezpieczenia części samolotu. Do uniemożliwienia niszczenia wraku też? - Nie do końca. Sprawa taka, jak traktowanie przez stronę rosyjską materiału dowodowego, czyli wraku samolotu, raczej znajduje się w gestii innych instytucji, m.in. osób akredytowanych przez stronę polską i służb dyplomatycznych będących zgodnie ze swoim przeznaczeniem na miejscu katastrofy. Z całą pewnością polska strona nie powinna dopuścić do niszczenia wraku. Dewastacja poprzez wybijanie łomem szyb to poważny incydent. Uważam, że samo rozcinanie części wraku przez strażaków było już niszczeniem materiału dowodowego i ewentualnych istotnych śladów. Sądzę, że jedyny formalny wniosek z takich okoliczności będzie brzmiał, że zbyt wcześnie dokonano rozbiórki resztek samolotu. Gospodarzem była Federacja Rosyjska i nic nie można było zrobić. - Oczywiście, na miejscu katastrofy, tzn. na terenie, na którym znajdowały się szczątki samolotu, obowiązują prawa miejscowe i ewentualne umowy międzynarodowe zawarte w konwencjach i innych porozumieniach. Eksterytorialność dotyczy raczej samolotu wojskowego Tu-154M nr 101 i w tym wypadku jego pozostałości. Mam na myśli konwencje wiedeńskie dotyczące korpusu dyplomatycznego, konsularnego i misji specjalnych z lat 60. Definicja eksterytorialności jest również zawarta w wojskowych instrukcjach. Moim zdaniem, tupolew stanowił własność Polski, był samolotem wojskowym i jego wrak posiadał status eksterytorialności. Które rzeczy, oprócz wraku i oryginalnych czarnych skrzynek, znajdujące się jeszcze na terytorium Rosji stanowią istotny materiał dowodowy? - Kamizelki kuloodporne funkcjonariuszy BOR. Mam nadzieję, że szef BOR nie pozwolił ich zniszczyć. Nie mam pojęcia, co się z nimi dzieje. Nie słyszałem żadnych istotnych informacji na ten temat. Co można stwierdzić, mając taką kamizelkę? - Ze względu na budowę kamizelki można przeanalizować ewentualne odkształcenia jej struktur. A jeżeli jej użytkownik byłby w strefie działania fali uderzeniowej, można stwierdzić zmiany termiczne i ewentualnie zlokalizować mikroślady, jak również uszkodzenia mechaniczne. Jak najbardziej kamizelki mogą stanowić istotny materiał dowodowy w sprawie. Oczywiście, by potwierdzić lub odrzucić określone hipotezy. Nie da się ich "wyczyścić"? - Uszkodzeń mechanicznych i termicznych nie da się usunąć. Całkiem inaczej jest w przypadku śladów chemicznych. Wyliczył Pan wiele zaniedbań Biura Ochrony Rządu w kontekście katastrofy, ale gen. Marian Janicki nie ma sobie nic do zarzucenia, wręcz przeciwnie, awansował. - Kwestie uchybień lub zaniedbań ze strony BOR powinna stwierdzić komisja lub prokuratura. Stwierdzenie niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy BOR powinno być przedmiotem postępowania wyjaśniającego wewnątrz BOR. Odnoszę bardzo przykre wrażenie, że obecny szef BOR ma wątpliwą wiedzę co do funkcjonowania formacji, którą dowodzi. W kontekście ochrony prezydenta szef BOR, mając na uwadze wydarzenia gruzińskie, zgodnie z art. 11 pkt 7 Ustawy o Biurze Ochrony Rządu z 2001 roku, który brzmi następująco: "W celu zapewnienia ochrony, o której mowa w art. 2 ust. 1, BOR w szczególności: ...doskonali metody pracy", był zobowiązany zgodnie z ustawą do udoskonalania sposobu ochrony i do modyfikacji sił oraz środków w zależności od potrzeb. Według stanu mojej wiedzy, takich działań nie było, jedyną zmianą w działaniach ochronnych prezydenta RP była zmiana szefa jego ochrony, która de facto nie miała większego wpływu na głębsze, systemowe rozwiązania. Janicki twierdzi, że jakość przygotowania wizyty jest uzależniona od grubości teczki operacji ochronnej. Z przekazu medialnego wynika, że dowodem na to ma być analiza teczek operacji z 7 kwietnia 2010 r. i teczka operacji wykonana za czasów dowodzenia formacją przez płk. Pawlikowskiego. Jeżeli gen. Janicki twierdzi, że "jakość" zabezpieczenia jest zależna od grubości teczki operacji, to osobiście jestem gotów wysłać szefowi BOR całą ryzę czystego papieru. Po załączeniu do teczki operacji ryzy bez jego ingerencji stanowić będzie wartościowy materiał operacyjny - nikt nie będzie mógł ujawnić tajemnicy służbowej, jak w przypadku pozyskania dostępu przez nieuprawnioną osobę z "GW" do wcześniej wspomnianych teczek operacji ochronnych BOR. Mówił Pan niedawno, że do ochrony prezydenta podchodzono w BOR "lightowo", co miał Pan na myśli? - Panie redaktorze, z pewnością szef ochrony pełniący swoje obowiązki w dniu katastrofy i funkcjonariusze w składzie grupy na pokładzie Tu-154M, w mojej ocenie, byli mocno zaangażowani w wykonywanie swoich obowiązków służbowych, jak zresztą znaczna część funkcjonariuszy w BOR. Co się tyczy pana gen. Janickiego, sam fakt, był on w czasie katastrofy na zakupach, o czym sam powiedział, jest dość niezręczny. Do czasu pełnienia obowiązków szefa BOR przez płk. Andrzeja Pawlikowskiego, szefostwo BOR było obecne przy wylotach na lotnisku lub też - tytułem nadzoru - leciało z osobą ochranianą w samolocie. Pamiętam, że były szef BOR gen. Mirosław Gawor także był obecny prawie przy każdym wylocie, zarówno przy prezydenckim, jak i premierowskim. Pan Janicki nie określił, czy ktokolwiek z osób wypełniających obowiązki szefa lub zastępcy był obecny na lotnisku w jego imieniu. W oficjalnych wypowiedziach medialnych na temat katastrofy nie skupił się merytorycznie na ochronie wizerunku BOR, jak i nie zajął stanowiska w kwestii działań BOR w Smoleńsku. Skoncentrował się natomiast mocno na wyrażaniu swojego przygnębienia z powodu straty bliskich mu ludzi, gdyż BOR, według niego, to jedna wielka rodzina. Pan też podobnie ocenia tę formację? - BOR nie pełni funkcji rodzinnych, zatrudnia wysokiej klasy specjalistów, którzy profesjonalnie wykonują swoje ustawowe obowiązki i kreują odpowiedni wizerunek formacji. Wypowiedzi i etykę pana Janickiego pozostawiam bez dalszego komentarza. Całokształt jego pracy i brak kompetencji jako szefa BOR wywołuje u mnie bardzo negatywne odczucia, tak samo jak jego awans na wyższy stopień generalski. Muszę w tym miejscu również zwrócić uwagę na fakt, że ostatnie zeznania funkcjonariuszy BOR jako świadków w prokuraturze okręgowej, biorących udział w przedsięwzięciach ochronnych prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r. i premiera Donalda Tuska 7 kwietnia 2010 r. mogą być obciążone brakiem wszystkich wiarygodnych i istotnych zeznań. Dlatego, że gen. Janicki nadal piastuje stanowisko szefa BOR i jest wciąż ich przełożonym. W takiej sytuacji, aby uniknąć ewentualnych presji związanych z zależnością służbową tych funkcjonariuszy od gen. Janickiego, szef MSWiA powinien zawiesić szefa BOR w czynnościach służbowych. Zapobiegłoby to w dużej mierze ewentualnym bezpośrednim lub pośrednim wpływom na zeznania funkcjonariuszy BOR. Dziękuję za rozmowę. http://www.naszdziennik.pl/index.php?da ... d=po02.txt
..... Czy po katastrofie szefostwo BOR powinno wszcząć postępowanie wyjaśniające? - Jak najbardziej. Po to, żeby wykluczyć, że to, co się zdarzyło w Smoleńsku, nie jest efektem niedopatrzeń lub niedociągnięć ze strony funkcjonariuszy BOR. O ile mi wiadomo, nikt takiego postępowania nie wszczął. Ustawa o BOR zobowiązuje szefa BOR do nadzorowania i sprawdzania działań ochronnych. Ponadto zobowiązuje ona instytucje typu: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Kancelaria Prezydenta, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, i inne organy do współpracy z Biurem Ochrony Rządu w ramach działań ochronnych. Rola szefa kancelarii premiera w procedurach współpracy z BOR jest określona? - Pan minister Arabski powinien dostarczyć do szefa BOR wszelkie dokumenty mające wpływ na bezpieczeństwo ochranianych osób. Jakie dokumenty funkcjonariusze BOR powinni przywieźć ze Smoleńska? - Na miejscu katastrofy powinni stworzyć protokół pirotechniczny ze Smoleńska oraz osobny protokół z Katynia. W protokołach tych powinno być napisane, w jakim zakresie dokonano rozpoznań pirotechniczno-radiologicznych, kontroli detektorowej osób i ażu, jak również w jaki sposób zabezpieczono lotnisko. W protokole z lotniska Siewiernyj powinna znaleźć się także notatka z wydarzenia następującej treści, np.: "Lotnisko Siewiernyj. Nie wykonano sprawdzeń, ponieważ...". W tym miejscu powinny być wymienione powody. I dalej: "Katastrofa lotnicza. Samolot uszkodzony całkowicie, nie dopuszczono mnie do samolotu". I na dole: dzień, godzina i podpis pirotechnika, ewentualnie jakieś jego uwagi. To podstawowy dokument mówiący o tym, że dany funkcjonariusz BOR tam był i pracował. Notatka swoją drogą, protokół swoją drogą. Jak to możliwe, był tam i nie zrobił protokołu, dlaczego? Najciekawsze jest to, że osoby, które były w jakikolwiek sposób powiązane z zabezpieczeniem wizyty w Katyniu, nagle awansują. Czego jeszcze, Pana zdaniem, zabrakło w łańcuchu działań podjętych przez BOR? - Funkcjonowanie i działania BOR regulują również, oprócz ustawy o BOR z 2001 roku, rozporządzenia ministrów, zarządzenia szefa BOR. Każdy oficer ma także określony zakres obowiązków. Dla pirotechników taki zakres, którego m.in. ja byłem autorem, powstał w 2004 roku. We wstępnej części jest napisane, że ówczesny oddział pirotechniczny ma w obowiązkach działania pirotechniczno-radiologiczne na terenie kraju i poza granicami państwa. De facto doprowadzenie do działań rozpoznawczych przez stronę rosyjską w ramach współpracy przy przedsięwzięciu ochronnym znajdowało się wśród obowiązków funkcjonariusza, który tam był. Powinien doprowadzić do przeprowadzenia rozpoznań, nieważne, czy mielibyśmy je robić razem z służbami Federacji Rosyjskiej, czy one same by tego dokonały, ale pod naszym nadzorem. Celem takich czynności jest wyeliminowanie prób ewentualnego zamachu na osobę ochranianą i przede wszystkim bezpieczeństwo. Pirotechnika w BOR zajmuje się również sprawami technicznymi. Na czym one polegają? - Jadę np. na lotnisko WP Okęcie. Z dyżurnym udaję się przed pas, on wieżę o włączenie na 100 proc. świateł na pasie startowym, a wszystkie światła nagle się rozpalają. Sprawdzamy w ten sposób tak naprawdę, czy nie ma zmian, czy coś nie wybucha w wyniku ich włączenia, nie uruchamia się, sprawdzamy, czy nie ma czegoś fizycznie, a przy okazji wiemy, że te światła działają. Podjeżdżamy też do układów ILS i kontrolujemy, czy nie było jakichś zmian, ingerencji osób trzecich. Wprawdzie dyżurni portu w ramach swoich obowiązków nadzorują bezpieczeństwo strefy powietrznej i naziemnej lotniska przy współpracy z wieżą kontroli lotów, ale przy wylocie osób ważnych te działania są powielane w naszej obecności, tzn. Biura Ochrony Rządu. Jest to podyktowane odpowiedzialnością BOR za bezpieczeństwo startów i lądowań wszystkich statków powietrznych z osobami ochranianymi na pokładzie. Wszystkie te działania bez względu na właściwość służb mają na celu wykluczenie możliwości ingerencji osób trzecich lub innych elementów zagrożenia wynikających niezależnie od sytuacji. Nie sugeruję zamachu, mówię np. o dewastacji. Niech mi pan pokaże jakikolwiek protokół z rozpoznania, z kontroli technicznej przed katastrofą. Gdyby wszystko było w porządku, Rosjanie z niczym by się nie kryli. Sprawa byłaby jasna, udział byłby dwustronny. Jeżeli do katastrofy doprowadzili kontrolerzy, powinni zostać osądzeni zgodnie z prawem Federacji Rosyjskiej i skazani. Tak powinno to wyglądać. Raport MAK uznał jednak kwestię pracy kontrolerów za nieistotną. Skupiono się na błędach pilotów i ich determinacji co do lądowania. - W mojej ocenie, pilot jak najbardziej podejmuje decyzję o lądowaniu i nie podlega to dyskusji, ale musi mieć zapewnione do tego warunki i możliwości. Jeżeli radiolatarnie poustawiane będą w poprzek, czy to też będzie wina pilota? Nie jestem skłonny do obwiniania pilota przed zakończeniem dochodzenia. Mam wrażenie - po informacjach medialnych - że z tymi radiolatarniami był jednak problem. Słyszałem, że pilot Jaka-40, który wylądował przed tupolewem, lądował, dokonując korekty wzrokowej, bo wskaźniki "znosiły go na lewo". Chwilami mam wrażenie, że ta sytuacja miała zniechęcić pilotów do posadzenia maszyny. CDN...
..... Wiele miesięcy po katastrofie przygodne osoby znajdowały na miejscu tragedii zniszczone fragmenty konstrukcji samolotu... - Takie sytuacje są niedopuszczalne. Dowodzi to, że Rosjanie nie wykonali odpowiedniego zabezpieczenia terenu, a samo śledztwo było przeprowadzone bez należytej staranności z ich strony. To stawia w bardzo złym świetle raport MAK, jak również raport ministra Millera. Skandaliczne jest również zrobienie przez komisję MAK z gen. Andrzeja Błasika pijaka. W moim odczuciu, jest to zwykła zagrywka o charakterze politycznym. Tym bardziej że ta informacja została podana do wiedzy publicznej wiele miesięcy po katastrofie. Polacy długo po katastrofie znaleźli np. panel do sterowania podwoziem tupolewa. Chciałbym poznać opinię na ten temat Rosjan i MAK. W jaki sposób wytłumaczą brak tego elementu w ich materiale dowodowym i fakt jego przebywania w Polsce. Chciałbym dowiedzieć się również, jak zinterpretują jego brak w kontekście przebiegu śledztwa. Należałoby opisać, które przyciski są w tym panelu włączone, które nie, to urządzenie należałoby rozebrać i potwierdzić, czy jego praca i jego stan odpowiada zapisom czarnych skrzynek. Jak sądzę, na tym właśnie polega zbieranie dowodów. Wydaje mi się, że w czasie prowadzenia śledztwa wynik badania może być ukryty w małej śrubce, w drobnym elemencie. Wracając jeszcze do wątku gen. Błasika, po naciskach wygenerowano rzekomą kłótnię z mjr. Arkadiuszem Protasiukiem. - Nigdy nie było dowodów, że gen. Błasik kłóci się z Protasiukiem, a z samej gestykulacji osób nagranych nie można niczego domniemywać. Złośliwie mógłbym stwierdzić, że materiał filmowy mógłby sugerować, że mjr Protasiuk akurat skomentował współpracę ze stroną rosyjską i użył bogatej gestykulacji. To również zależy od wzajemnych relacji obu panów, mam na myśli tę pozasłużbową. Niektóre ciała ofiar, widoczne na zdjęciach, które przeciekły do internetu, są częściowo nagie. O czym to świadczy? - Dla mnie, jako pirotechnika, zerwanie ubrania z człowieka kojarzy się z przemieszczaniem się gazów. Jak najbardziej możliwe jest, że w wyniku przemieszczania się człowieka w czasie katastrofy w samolocie, ubrania mogą być rozszarpywane lub częściowo zrywane. W 2002 roku, w czasie szkoleń poligonowych, przeprowadzaliśmy doświadczenie, które polegało na użyciu 200 g trotylu w obecności manekina. Po wybuchu manekin został częściowo rozebrany przez falę uderzeniową. Analizował Pan zdjęcia z miejsca katastrofy, są elementy, które szczególnie przykuły Pana uwagę? - Według oficjalnej wersji MAK samolot po zderzeniu z ziemią przekręcił się na lewą stronę. Zastanawiające jest, dlaczego więc większość ciał ofiar znalazła się po prawej stronie w stosunku do toru lotu? Wiele ciał leży twarzą w błocie, a zdjęcia, które oglądałem, były wykonane zaraz po katastrofie. Wyraźnie widać po nich, że nikt tym osobom nie udzielił pierwszej pomocy, tym samym nie sprawdził, czy ktoś przeżył. A osoby ze zdjęć wykonanych między godziną 11.30 a 14.52 nie zmieniają swojej pozycji. Zastanowiło mnie szczególnie jedno zdjęcie, które znalazło się w internecie. Jakie? - Jest na nim osoba z nogą, w której utkwił przedmiot przypominający rurkę. Jest cała pokryta wysuszonym błotem, natomiast część nad prętem jest zaczerniona. Wydaje mi się, że rurka przebiła tętnicę udową. W tej kwestii powinien się wypowiedzieć ekspert, bo jeśli według założeń MAK ta osoba zginęła natychmiast, to w jaki sposób krew znalazła się dużo wyżej niż miejsce urazu? To zdjęcie nasuwa wiele pytań, na które do chwili obecnej nikt nie dał odpowiedzi. Mogę dodać, że na filmie "Mgła" w pewnym momencie widać czterech oficerów BOR poza ogrodzeniem miejsca katastrofy. Na kadrze filmu wszyscy funkcjonariusze BOR, którzy byli w zabezpieczeniu, wyraźnie są za linią ograniczającą miejsce katastrofy, a nie wewnątrz. Wydaje mi się, że ten film był robiony około godz. 14.00-15.00 czasu rosyjskiego. Na pewno wtedy funkcjonariuszy BOR nie było w środku. Funkcjonariusze BOR powinni być za linią od razu? - Pierwszą rzeczą, którą bym zrobił, to za wszelką cenę próbowałbym dostać się do pana prezydenta, by nadal wypełniać swoje ustawowe obowiązki. Moim zdaniem, funkcjonariusze BOR, którzy tam byli, nie zrobili tego. Jaką sekwencję działań powinni uruchomić funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu w Smoleńsku? - Ogólna zasada jest taka: BOR dostaje sygnał o określonym zadaniu. Polega ono na tym, że osoba ochraniana startuje bądź ląduje na określonym lotnisku. Na lotnisku są przyjęte określone procedury. Funkcjonariusze BOR jadą na dane lotnisko, gdzie ich zadaniem jest przede wszystkim ochranianie konkretnych osób od miejsca lądowania do miejsca czasowego lub stałego pobytu, czy też od miejsca stałego pobytu do lotniska. Za te działania odpowiadają BOR i współpracująca z nim policja. BOR zabezpiecza obiekt i w czasie trasy przejazdu bezpieczeństwo ochranianych osób. Policja umożliwia przejazd, powinny być też sprawdzone trasy. BOR zabezpiecza lotnisko od bramy wjazdowej, sprawdza miejsce podjazdu na lotnisko, tak samo trasę przemieszczania się po lotnisku, parkingi, stojanki, czyli miejsca, gdzie znajduje się samolot, miejsce bezpieczne - w tym momencie terminal. Sprawdza się również teren przyległy do trasy przejazdu, drogi kołowania samolotu i pas startowy. Pirotechnicy kontrolują teren, po którym osoba ochraniana będzie się przemieszczała. Później sprawdza się samolot, którym ona poleci, oraz samolot zapasowy. Na czym polega skuteczność działań ochronnych? - Przede wszystkim na umiejętnym zaplanowaniu, profilaktyce, która umożliwi przewidywanie ewentualnych zagrożeń, a także na tym, że w momencie samego zamachu czy też próby zamachu lub ewentualnych innych zagrożeń BOR przeprowadzi skuteczne przeciwdziałania, by do nich nie dopuścić, i dokona ewakuacji. Gdyby funkcjonariusz BOR był w Smoleńsku, powinien poinformować o problemach funkcjonariusza odpowiedzialnego za zabezpieczenie. Ten następnie informuje oficera operacyjnego BOR, że jest problem i nie można zabezpieczyć lotniska na okoliczność lądowania samolotu. Funkcjonariusze BOR nie mogli jednak tego zrobić, ponieważ byli zlokalizowani w Katyniu i nie byli w stanie przeprowadzić żadnych efektywnych działań. Gdyby pirotechnik był na lotnisku, mógłby stwierdzić, że nie ma grupy rekonesansowej czy też przygotowawczej ze strony rosyjskiej i nie dokonano rozpoznania. Gdyby nasi funkcjonariusze BOR domagali się wpuszczenia na lotnisko, a Rosjanie by im to uniemożliwili, dawałoby to im przesłanki do określonych działań. O ile mi wiadomo, nikt nie zeznał takich faktów. Ponadto szef BOR powinien zabezpieczyć dyski urządzeń RTG znajdujące się na terminalu WPL, przez które przechodzi aż. Zawartość tych dysków stanowi część materiału dowodowego. Są tam prześwietlenia aży i często rzeczy osobistych osób wchodzących na pokład. CDN....
.... Nie boi się Pan posądzenia o multiplikację teorii spiskowych, taką łatę przypięto już m.in. Antoniemu Macierewiczowi, gdy podnosił problem tzw. sztucznej mgły. - Tym, którzy dyskredytują posła Macierewicza i członków parlamentarnego zespołu smoleńskiego i twierdzą, że nie można wytworzyć zasłony dymnej w postaci sztucznej mgły, chcę wyjaśnić, iż taką zasłonę dymną można zrobić. Oczywiście, ten wątek może być tematem do drwin, lecz są do tego specjalne urządzenia działające na bazie silników odrzutowych, zamontowane na podwoziach pojazdów terenowych typu Ural. Standardowo są w wyposażeniu wojsk chemicznych i służą zarówno do przeprowadzenia odkażania sprzętu wojskowego, jak również jako generatory zasłony dymnej. Rosjanie posiadają taki sprzęt pod nazwą TMC-65. Podobny sprzęt był w wyposażeniu polskiej armii, wykorzystywano do tego, o ile dobrze pamiętam, silnik odrzutowy z samolotu szkolno-bojowego Iskra. Skuteczność tych urządzeń jest uzależniona m.in. od warunków atmosferycznych, przede wszystkim od wilgotności powietrza w rejonie ich użycia. Wytwarzana przez te urządzenia zasłona dymna w określonych warunkach może być postrzegana jako mgła. Niektóre osoby przebywające w Smoleńsku tuż po katastrofie skarżyły się na problemy z telefonami komórkowymi, zniknęła im część zapisanych informacji. Można to wytłumaczyć w jakiś racjonalny sposób, np. działaniem urządzeń elektromagnetycznych? - To zjawisko przywodzi mi na myśl zaprezentowany przez Rosjan w 2001 roku system ochrony przestrzeni powietrznej. System nazywa się "MMPS RANETS-E" i jest to mikrofalowy mobilny system ochrony przeciwlotniczej. Biorąc pod uwagę, że mikrofale to rodzaj promieniowania elektromagnetycznego, to jest to broń elekromagnetyczna. Urządzenia do wytworzenia impulsów elektromagnetycznych istnieją i mają zastosowanie również w technice "cywilnej". W roku 2009 kanadyjska firma opracowała system EMP (elektromagnetyczny impuls), który w założeniu miał do dwustu metrów uszkadzać impulsem elektromagnetycznym m.in. systemy pracujące na półprzewodnikach. Przeznaczeniem docelowym tego systemu jest "bezpieczne" unieruchomienie pojazdów mechanicznych w czasie ruchu. Oczywiście w polu jego działania wszystkie urządzenia elektroniczne mogą być nieodwracalnie uszkodzone. Widział Pan taki system? - Tak. Widziałem na zdjęciach system do walki elektronicznej. Był rozbudowany na podwoziach mobilnych, tj. pojazdach terenowych typu Ural. Widziałem również urządzenie produkcji rosyjskiej w jednej z polskich firm, zresztą prowadzonej przez byłego funkcjonariusza BOR kpt. rez. Jarosława Bartniczuka. Urządzenie to, zapobiegające przeciwdziałaniu inwigilacyjnemu, współpracowało z laptopem i działało w charakterze przenośnego BTS-u. Bez udziału BTS-ów operatora telefonii komórkowej tworzyło własną lokalną sieć i przesyłało na telefon określonego użytkownika informacje wysyłane przez operatora tego urządzenia. Rzeczywiście, ciekawe jest to, że kilka osób po katastrofie stwierdziło, iż miały problem z komórkami. Z tego, co wiem, zniknęła im część zapisanych w telefonach informacji. Moim zdaniem, dla Rosjan wyciągnięcie zawartości z telefonów czy laptopów nie stanowi technicznie większego problemu. Często zresztą w rozmowach z osobami od bezpieczeństwa systemów teleinformatycznych spotykałem się z twierdzeniem, że najwięcej i to najlepszych hakerów jest w Rosji, a ich programy są najbardziej skuteczne. Istotną sprawą w kwestii katastrofy smoleńskiej jest pytanie, czy szef BOR zlecił wykonane rozpoznania na obecność środków elektronicznych emitujących sygnały niepochodzące z samolotu. BOR ma możliwość sprawdzenia, czy są podsłuchy, czy nie. Niech pokaże protokół z rozpoznania elektronicznego i załączy go do akt postępowania prokuratorskiego. Gdybym hipotetycznie miał przeprowadzić zamach, na pewno nie zrobiłbym tego z dnia na dzień. Byłoby to wielomiesięczne przygotowanie. Do takiego zadania można byłoby się przygotować choćby w momencie, gdy samolot był naprawiany. Jaką wartość dowodową ma jeszcze wrak tupolewa niszczejący pod brezentem na Siewiernym? - W tej kwestii stanowisko powinien zająć szef komisji powołany przez pana premiera, pan Jerzy Miller, i prokuratorzy prowadzący śledztwo. Według mnie, gdy nam go zwrócą, będzie można wykonać badania przynajmniej tych miejsc, które zostały uszkodzone poprzez rozerwanie. Nie mam na myśli tych, które zostały przecięte przez służby ratownicze. Oczywiście wiele śladów zostało zatartych, ale jak najbardziej wrak nadal może być materiałem dowodowym. Z upływem czasu większość dowodów będzie miała oczywiście charakter bardziej hipotetyczny. Czym można wytłumaczyć skalę defragmentyzacji maszyny? - Kwestie defragmentacji określonej części kadłuba lub ewentualnego całkowitego zniszczenia samolotu interesowały mnie głównie pod kątem użycia materiałów wybuchowych w obiektach latających, co jest zrozumiałe ze względu na moje obowiązki, jakie wykonywałem w czasie służby w BOR. Interesowało mnie zarówno oddziaływanie fali uderzeniowej na samolot w momencie wybuchu wewnątrz samolotu, jak i ewentualne możliwości ataku z zewnątrz z użyciem konwencjonalnych, tzn. etatowych środków bojowych i improwizowanych urządzeń wybuchowych. Efektem tych zainteresowań były pomysły opracowania zbiorników antywybuchowych na aż pasażerów w samolocie, które miałyby za zadanie ograniczyć rozprzestrzenianie się fali uderzeniowej i jej bezpośrednie oddziaływanie na kadłub oraz ograniczenie przemieszczania się ewentualnych odłamków. Gdyby nastąpił wybuch ładunku w samolocie, jego skutki uzależnione byłyby między innymi od jego wielkości, rodzaju materiału, umiejscowienia. Wtórne skutki wybuchu są trudne do przewidzenia. Mógłby wywołać uszkodzenie części samolotu, ale wpływ na dalszy przebieg lotu lub katastrofy zależy od wielu innych czynników i jest raczej niemożliwy do określenia. Widziałem m.in. na zdjęciach poglądowych części niektórych elementów kadłuba Tu-154M. Struktura powierzchni w miejscach rozdzielenia kadłuba jest różnorodna. Powinno być to przedmiotem badań komisji. Rosjanie uzasadniali te działania tym, że niektóre elementy wraku były za duże i by zmieścić je na ciężarówce, trzeba je było pociąć. - Wydaje mi się, że nie jest to prawdziwa informacja. Według ogólnodostępnych danych samolot ma masę startową około 100 ton, a sam waży 55 ton. Ile ważyły zdefragmentowane kawałki samolotu? Po 10-15 ton? Śmigłowiec Mi-26 jest w stanie przenieść cały samolot Tu-134. Jest zresztą specjalnie do tego przystosowany. W internecie krąży filmik, na którym widać śmigłowiec z pasami nad wrakiem tupolewa. Można zadać sobie pytanie, jakie było jego przeznaczenie i dlaczego nie uczestniczył w akcji ratunkowej. Ponadto na wykonanych zdjęciach elementy kadłuba, m.in. część dziobowa, zostały z dnia na dzień mocno uszczuplone. Wylot środkowego silnika jest na pierwszych zdjęciach wyraźnie odkształcony, wgięty. Gdy jest już na przyczepie niskopodwoziowej, ta część jest już odgięta jakby do pierwotnego kształtu. Po co Rosjanie zadali sobie tyle trudu? Tak wygląda zbieranie śladów po rosyjsku? CDN....
Mikroślady zostałyby w kamizelkach Z mjr. rez. Robertem Terelą, pirotechnikiem, byłym funkcjonariuszem Biura Ochrony Rządu, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler Prokuratorzy, wykluczając wstępnie hipotezę tzw. udziału osób trzecich, powołali się na opinie biegłych z Wojskowego Instytutu Chemii i Radiometrii, którzy nie stwierdzili obecności w miejscu katastrofy materiałów wybuchowych, toksycznych i radioaktywnych, jak również ponadnormatywnego promieniowania. - W przytoczonym przez pana twierdzeniu brakuje informacji o zakresie przeprowadzonych przez Wojskowy Instytut Chemii i Radiologii badań na okoliczność wystąpienia określonych związków, substancji czy też pierwiastków. Nie stwierdzono również obecności mieszanin i związków zdolnych do wybuchu, jednocześnie niekwalifikowanych jako materiał wybuchowy. W czasie wybuchu, gdy został użyty konwencjonalny materiał wybuchowy lub mieszanina zdolna do wybuchu, promieniowanie jonizujące nie występuje, a przynajmniej nie jest możliwe do zarejestrowania przez etatowe urządzenia BOR, mam tu na myśli monitor skażeń radioaktywnych, gdzie moc dawki przed wybuchem i po nim była prawie identyczna. Każdorazowo BOR wraz z innymi służbami wykonuje przed wylotem samolotu rozpoznanie na okoliczność promieniowania radiologicznego. Nie potrafię określić, jakie zjawiska dodatkowe występują w otoczeniu przy wybuchu etatowych środków wojskowych. Zmycia z kadłuba, wykonane przez Rosjan 12 kwietnia 2010 r., nie wykazały śladów materiałów wybuchowych. Na czym polegało to badanie? - Prawdopodobnie Rosjanie wykonywali ściąganie śladów z kadłuba poprzez pocieranie specjalnymi nośnikami i analizowali zawartość chemiczną na tych nośnikach. Na temat skuteczności takiej metody wiarygodną opinię może wydać Centralne Laboratorium Kryminalistyczne. Jeśli nastąpiłby wybuch w samolocie, wskazane byłoby zbadanie mikrośladów zarówno na wyposażeniu samolotu, czyli fotelach i innych częściach stałych, jak i na ubraniach pasażerów. Wydaje mi się, że istotne byłoby również zidentyfikowanie, gdzie który pasażer siedział w trakcie katastrofy. Różnica umiejscowienia pasażerów w tupolewie i locie rejsowym polega na tym, że w locie rejsowym każda osoba ma przypisane miejsce i tam siedzi. Wprawdzie fotele w Tu-154M są numerowane, ale pasażerowie siadają dowolnie. Po zderzeniu samolotu z ziemią było mało płomieni. To standardowe? - Oglądałem dużo wypadków, które robi NASA symulacyjnie w ramach badań. Są wypadki, gdzie samolot uderza np. w beczki z paliwem i wszystko wybucha do 50 metrów, są też wypadki, gdzie samolot upada, ciągnie po ziemi, leci dym, ogień i nie ma tego zapłonu albo następuje on po znacznie dłuższym czasie. Tutaj nie ma reguły. Swego czasu furorę w internecie zrobił film, znany pod umownym tytułem "Samolot płonie". Co Pan, jako pirotechnik, sądzi o dźwiękach, które zostały na nim zarejestrowane? - Film istnieje i jest to fakt nie do podważenia. Jestem przekonany, że pochodzi z miejsca katastrofy i został wykonany przez jednego ze świadków zdarzenia. Po obejrzeniu tego filmu wydaje mi się, że strzały padły. Nie mam pojęcia, skąd pochodziły, sądzę, że w tej kwestii jasne stanowisko powinna zająć prokuratura. Natomiast mogę z całą pewnością stwierdzić, że nie mógł to być wybuch butli z tlenem. Na pokładzie Tu-154M znajdują się butle ze sprężonym powietrzem do ciśnienia około 200 atmosfer. Taka butla ma wytrzymałość do ok. 260 atmosfer, więc jej wybuch fizyczny nastąpiłby przy ciśnieniu ponad 300 atmosfer. Powietrze, które gwałtownie rozprężyłoby się przy tak dużym ciśnieniu, dałoby efekt dźwiękowy i wzrokowy podobny do wybuchu np. małego ładunku wybuchowego. Takie zjawisko byłoby widoczne przy ziemi. Część gruntu z elementami butli przemieściłaby się do góry. Z mjr. rez. Robertem Terelą, pirotechnikiem, byłym funkcjonariuszem Biura Ochrony Rządu, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler Rosyjscy żołnierze zeznawali przed prokuratorami, że przed zderzeniem z ziemią w okolicach ogona samolotu widzieli błysk. Można określić źródło jego pochodzenia? - Źródeł pochodzenia obserwowanego przez świadków błysku może być wiele. W tym akurat przypadku zjawisko błysku, które mogło wystąpić, jest zależne od okoliczności, w jakich zaistniało i jakie ewentualnie dodatkowe zjawiska mu towarzyszyły. Zakładając, że świadkowie obserwujący określone wydarzenie są w stanie w sposób wiarygodny opisać to, co widzą i słyszą, i opis ten będzie u wielu osób identyczny, to należy taką okoliczność zbadać, tj. co było przyczyną zaistnienia błysku i jaki miał on ewentualny wpływ na dalszy przebieg wydarzeń. Nie byłem na miejscu zdarzenia i nie widziałem na żadnym ogólnie dostępnym materiale tej fazy lotu, w której akurat to zjawisko wystąpiło. Gdyby to ode mnie zależało, zbadałbym m.in., czy to zjawisko mogło pochodzić np. od oświetlenia samolotu lub od innego źródła światła, a świadkowie w związku ze swoim położeniem i ograniczoną widocznością otoczenia mogli zaobserwować złudzenie optyczne. Wydaje mi się, że w tej kwestii powinni zająć stanowisko eksperci z zakresu lotnictwa i odpowiedzieć, czy źródłem takiego zjawiska mógłby być pracujący silnik tupolewa. To jedyne możliwe źródła? - Nie. Jeśli wystąpił błysk, to źródeł pochodzenia zaobserwowanego przez świadków błysku nie może być dwa, trzy - tylko wiele. Zrozumiałem, że w domyśle pyta pan, czy może pochodzić z wybuchu. Tak, mógłby być następstwem wybuchu. Na potwierdzenie lub wykluczenie takiej tezy należałoby przeprowadzić badania na okoliczność mikrośladów. Zakładając hipotetycznie, że w Smoleńsku mogło dojść do tzw. zdarzenia z udziałem osób trzecich, trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że ładunek nie musi mieć 10 kilogramów. Wystarczy umieścić w obudowie określonego elementu samolotu ładunek, który jest pozornie podobny do elementu wyposażenia samolotu i ma raptem 20 gram. Uszkodzenie istotnej dla bezpieczeństwa lotu części instalacji samolotu może doprowadzić do katastrofy. Wybuch przestrzenny byłby możliwy, gdyby np. rozpyliło się paliwo, stworzyło mieszankę paliwową i zostałby zainicjowany zapłon. Ale to przy założeniu, gdyby... Ale żeby móc to stwierdzić, trzeba mieć dostęp do bezpośrednich, pierwotnych dowodów, a te zostały na terenie Federacji Rosyjskiej. - Jak najbardziej, śledztwo i inne postępowania wyjaśniające powinny być oparte wyłącznie na dowodach. Należy tu zaznaczyć, że zeznania świadków katastrofy to też dowody. Ich istotność jako materiału dowodowego w śledztwie oczywiście jest oceniana przez śledczych prowadzących postępowanie. Strona rosyjska powinna określić, na podstawie jakich dowodów wykluczyła ewentualny zamach terrorystyczny z użyciem materiałów wybuchowych. Na pewno wykluczenie wątku zamachu z użyciem materiałów wybuchowych lub substancji, mieszanin zdolnych do wybuchu powinno nastąpić w obecności polskich ekspertów, którzy mogą stanowić wsparcie z dziedziny materiałów wybuchowych. Na marginesie, nie słyszałem, aby jakakolwiek ze stron biorących czynny udział w postępowaniu stwierdziła, że wyklucza użycie mieszaniny lub substancji zdolnej do wybuchu, która w świetle przepisów nie stanowi de facto materiału wybuchowego. Choć są one uznawane za konwencjonalne środki terrorystyczne i mogą być bardzo skuteczną bronią w celu przeprowadzenia zamachu. Osobiście zadałbym pytanie Rosjanom, w jaki sposób wykluczyli użycie np. nadtlenku acetonu (TATP), który nie jest materiałem wybuchowym, tylko niebezpieczną substancją o właściwościach materiału wybuchowego i można go skutecznie użyć do zamachu. CDN...
ptanoc...nie pij więcej tej fioletowej substancji ..zdecydowanie ci szkodzi...może płyn hamulcowy cię wyhamuje