8°   dziś 11°   jutro
Czwartek, 18 kwietnia Alicja, Bogusława, Apoloniusz, Gościsława

Dziś nie mamy już takiego lidera

Opublikowano 26.06.2016 15:06:45 Zaktualizowano 04.09.2018 18:47:56
0 1637

Rozmowa z Jerzym Leśniakiem, autorem książki o Józefie Oleksym

- „Choć po lewicy, a wszelako prawy…”, a mowa o Józefie Oleksym. Działacz PZPR, człowiek SLD prawym człowiekiem? Chyba w prawicowym Sączu nie do pomyślenia…

- Można powiedzieć, że już Norwid, z którego zaczerpnąłem tytuł, godził lewicowość z prawością. Przecież to jasne, że cechy człowieka, pozytywne czy negatywne, nie zależą od przynależności partyjnej. Mam za sobą wieloletnie doświadczenie dziennikarskie na sądeckim podwórku. Znałem i znam wielu porządnych ludzi związanych kiedyś z lewicą i zarazem miernoty, dla których prawicowe hasła są tylko parawanem dla gier, karier i układów personalnych. I odwrotnie.

- Książka jeszcze się nie ukazała, a już wywoływała sporo emocji. Teraz ci, którzy krytykowali nie znając jeszcze treści, będą mogli skonfrontować wcześniejsze opinie z rzeczywistością i… co przeczytają?

- Biografię jednego z najbardziej znanych sądeczan. Dowiedzą się o jego rodowodzie i związkach z rodzinnym miastem, nietypowej drodze życiowej, kościelnym wychowaniu, w którym swój niemały udział mieli wybitni sądeccy kapłani Władysław Lesiak i Zenon Rogoziewicz, o kolejnych etapach edukacji i pracy naukowej. Jest mowa o wzlotach i upadkach w działalności publicznej, w tym tej, którą starałem się wyeksponować: w Klubie Przyjaciół Ziemi Sądeckiej. Są też wspomnienia i dość pokaźna ilość po raz pierwszy publikowanych zdjęć, na których wielu sądeczan się odnajdzie.

- Komentowano, że będzie to „nieznośna hagiografia byłego premiera RP i byłego dwukrotnego marszałka Sejmu RP z komunistycznym rodowodem wydana za pieniądze sądeckiego podatnika”.

- Józef Oleksy świętym nie był, miał swoje wady i słabości, o których zresztą samokrytycznie niejednokrotnie wspominał. Miał pełną świadomość, że przepustkę do skomplikowanej kariery politycznej dała mu formacja mająca spore historyczne obciążenia. Na dodatek był osobowością nader barwną, naznaczoną niebywałym dramatyzmem z uwagi na ciężkie doświadczenia w życiu publicznym. Ale nawet w obliczu niezasłużonych oskarżeń emanował autentyczną dobrocią, pozostając wolnym od zacietrzewienia i nienawiści. Zadałem sobie trud zarejestrowania reakcji po jego śmierci: niemal wszyscy, nawet najzacieklejsi przeciwnicy polityczni, i to nie przez ckliwą kurtuazję, oddawali mu sprawiedliwość, której – niestety – nie zaznał w pełni za życia. Twierdzę zatem, że honorowy obywatel Nowego Sącza zasługuje w swoim gnieździe rodowym na skromną książeczkę - 160 stroniczek formatu B5.

- Pisze Pan, że Józef Oleksy na książkę zasłużył, bo „udowodnił, że Sącz to nie «pipidówka» czy «zadupie», tylko miasto, z którego wywodzi się premier RP”?

- To tylko jedna z przytoczonych opinii sądeczan. Podkreślam, że oprócz wstępu, jako autor powstrzymuję się od osobistych ocen. Zastępując je lawiną wypowiedzi i analiz polityków, publicystów, biznesmenów, profesorów i zwykłych zjadaczy chleba, o czym świadczy ilość zamieszczonych przypisów, zgodnie z praktykowanym w „Roczniku” naukowym warsztatem. Jest ich około 270.

- „Dla mnie to jeden z większych skandali, jaki dzieje się w ostatnim dziesięcioleciu na terenie Nowego Sącza” – mówił o projektowanej książce senator Stanisław Kogut. Zapowiedział też wyciągnięcie partyjnych konsekwencji wobec radnych z PiS, którzy głosowali za honorowym obywatelstwem dla Oleksego.

- Na szczęście władza pana senatora nie sięga Rady Miasta i mimo buńczucznych zapowiedzi nie potrafił on wywiązać się z tej obietnicy, zresztą jak z wielu innych. Notabene byłem w przeszłości mimowolnym świadkiem jego telefonów do Józefa z prośbą o tzw. życzliwą protekcję czy otworzenie drzwi do ważnych gabinetów w celu załatwiania jakichś spraw.

- I Józef Oleksy je otwierał?

- Nigdy pomocy sądeczanom nie odmawiał, obojętnie czy byli z prawicy czy z lewicy. Nieliczną grupkę „oburzonych” publikacją o Józefie, odsyłam do zamieszczonych w książce udokumentowanych wspomnień i opinii, jakie o nim mieli Lech i Jarosław Kaczyńscy, czy inni politycy prawicowi i publicyści. Są one wyjątkowo ciepłe.

Cenili sobie kontakty z Oleksym także hierarchowie kościelni, o czym przekonałem się naocznie towarzysząc Józefowi podczas serdecznych gościn w rezydencjach biskupa tarnowskiego czy proboszcza sądeckiej fary. Na zaproszenia na zjazdy sądeczan chętnie odpowiadali proboszczowi: księża Waldemar Durda, Jan Piotrowski, Czesław Litak, Jacek Maciaszek, Stanisław Czachor. Mogę wyciągnąć z szuflady zdjęcia, na których liderzy sądeckiej prawicy lgną do Oleksego jak muchy do miodu, wręcz rzucają się mu na szyję, zabiegają o „sweet focie” podczas licznych mityngów w Nowym Sączu, Krynicy, Piwnicznej.

Podczas wrześniowego forum był on najbardziej obleganym politykiem na krynickim deptaku. Przykre, że teraz „moralizatorzy”, jak np. radna Maria Piprek, radni Józef Hojnor i Grzegorz Fecko, wreszcie senator Stanisław Kogut nie słuchają Czesława Niemena, który śpiewał, że trzeba „nienawiść zniszczyć w sobie”. Nie słuchają też samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który o Oleksym mówił wprost: „Jego przywiązanie do polskości, do patriotyzmu, do polskich interesów narodowych, świadomość, że trzeba ich bronić, to było szczere”.

- Tym kierował się wydawca książki – prezydent Nowego Sącza, człowiek PiS?

- Nie wiem czy Ryszard Nowak jest z prezesem w bezpośrednim kontakcie, ale, jak widać, pokazał, i to nie po raz pierwszy, że nie jest marionetką w rękach różnych prowincjonalnych bonzów i kanapowych środowisk mieniących się „niepodległościowymi”, tylko gościem na poziomie, z charakterem, ceniącym sobie wzajemną lojalność i solidarność, brzydzącym się faryzeizmem. Znał Józefa jak mało kto w Sączu. Domy Oleksych i Nowaków sąsiadowały ze sobą od dziesięcioleci przy ulicy Zdrojowej na Przetakówce, rodzice i rodzeństwo pozostawały w serdecznych, przyjacielskich relacjach. Po latach, choć różnili się w zapatrywaniach politycznych, obaj współpracowali zgodnie jako posłowie w Sejmie. Potem, w okresie prezydentury Nowaka, Oleksy był skutecznym orędownikiem sądeckich spraw. Nie mam upoważnienia, aby wchodzić w zakulisowe starania na rzecz Nowego Sącza, wystarczy sięgnąć do publicznych wypowiedzi obecnego prezydenta czy też jego poprzedników, żeby przekonać się, że lista działań pomocowych jest długa i imponująca. Wystarczy wspomnieć choćby o pierwszym tomografie w sądeckim szpitalu, ocaleniu urzędu celnego przed likwidacją, budowie oczyszczalni ścieków w Wielopolu i kolejki gondolowej na Jaworzynę Krynicką, a nawet o zabiegach sfinansowania oddanego przed rokiem do użytku nowego mostu na Dunajcu. Bez istotnego wsparcia Oleksego krynickie Forum Polska-Wschód, nie wyrosłoby na „polskie Davos”. Jest też zasługa niematerialna, kto wie czy nie największa.

- Jaka?

- Reaktywacja w nowej formule Klubu Przyjaciół Ziemi Sądeckiej, który – dzięki Oleksemu – skupił sympatyków i miłośników Nowego Sącza i Sądecczyzny. Józef wymyślił hasło: „Sądeczanie z wszystkich stron kraju i świata łączcie się!”. Polecił sporządzić bazę adresową, rozesłał setki listów z apelem o dbałość o Sądecczyznę. Nawiązał kontakty z sądeckimi polonusami, którzy powołali oddziały stowarzyszenia w Chicago i Detroit. I co najważniejsze stworzył klub, który integrował ludzi bez względu na poglądy i przynależności partyjne.

- Teraz do idei zjazdów sądeczan stara się nawiązać Zygmunt Berdychowski i Fundacja Sądecka…

- Szlachetna idea, tyle że są to zjazdy strażaków z Niskowej, twórców ludowych z Paszyna i członków zespołów folklorystycznych np. z Podegrodzia. Z całym szacunkiem, ale zjazdy Oleksego przyciągały wybitnych i znanych ludzi polityki, kultury, nauki i biznesu, legitymujących się sądeckim rodowodem lub związanych w przeszłości miejscem edukacji i pracy zawodowej z Sądecczyzną. Dziś nie mamy już takiego lidera, sądeczanina numer jeden, który byłby w stanie – niczym magnes – ściągnąć do Sącza w jednym czasie tylu znakomitości. Wraz ze śmiercią Józefa Oleksego Klub Przyjaciół Ziemi Sądeckiej przeszedł do historii.

- We wstępie przyznaje Pan: „dobrze znałem Józefa i dużo Mu zawdzięczam. Wywarł niemały wpływ na moje spojrzenie na świat, społeczeństwo, na drugiego człowieka. Traktowałem go – może na wyrost – jako mędrca stanu”. Znów posypią się na Pana gromy…

- Dla mnie to zaszczyt, że mogłem na swojej drodze życiowej spotkać Józefa. Za 20 czy 50 lat dzisiejsze spory polityczne staną się mało zrozumiałe, nazwiska polityków utoną w mrokach zapomnienia, na kartach historii pozostanie jedynie kilka znaczących nazwisk. Bez wątpienia jednym z nich w tej nielicznej ekstraklasie pozostanie nasz krajan. Wywodząc się z niezamożnej rodziny znad Łubinki w demokratycznej Polsce sprawował najwyższe urzędy, był jednym z najważniejszych autorów polskiej transformacji ustrojowej, współtwórcą demokratycznego parlamentaryzmu i wzorem najwyższej kultury politycznej.

- Jak te relacje Pana z Józefem Oleksym wyglądały?

- Pełniłem od początku funkcję sekretarza Klubu Przyjaciół Ziemi Sądeckiej, on – wiadomo – stał na czele tego stowarzyszenia. Był gościem w moim domu, ja też wielokrotnie odwiedzałem go w Wilanowie, z oczekującym zawsze wiktem i noclegiem. Jako sekretarz Klubu Przyjaciół Ziemi Sądeckiej, którego Józef był przewodniczącym, siłą rzeczy należałem do grona jego bliskich współpracowników, a czasami i… powierników. Byliśmy przez wiele lat niemal w codziennym kontakcie telefonicznym. Traktował mnie jak „społecznego asystenta”. Nie była to rola łatwa, parę razy dostałem porządnie w kość, bo Józef, choć darzył mnie sympatią, był niezwykle wymagający, przyzwyczajony do wydawania premierowskich poleceń stawiał przede mną czasami karkołomne zadania do wykonania.

- Pisze Pan, że Józef Oleksy „ciągle poszukiwał racjonalnej odpowiedzi na jedno pytanie: dlaczego właśnie jego spotkało tyle publicznych i nieuczciwych ataków w ciągu ostatnich 20 lat?”. Pan jest w stanie odpowiedzieć?

- Józef żartował, że skoro przyszedł na świat w dzielnicy nazywanej „Piekłem”, to rzeczywiście w tym politycznym polskim piekle musiał się znaleźć, aby dzięki wrodzonej sile charakteru z tego piekła się wydostać, przejść potem przez czyściec i powrócić do normalnego życia. Niczym memento w obliczu dzisiejszej ostrej wojny plemiennej na scenie politycznej brzmi jego wypowiedź sprzed lat: „rywal polityczny nie powinien być wrogiem osobistym. Można nieustępliwie forsować swoje własne poglądy, ale bez inwektyw, zajadłości”. Warto tę myśl zadedykować dzisiejszym wojownikom…

Czytaj w Dobrym Tygodniku Sądeckim: https://issuu.com/dobrytygodnik/docs/25_2016

Czytaj także zapowiedź promocji książki „Choć po lewicy, a wszelako prawy”: http://sacz.in/nie-samym-chlebem;kontrowersyjna-biografia,31320.html

Rozmawiała Jolanta Bugajska

Fot. Z arch. J. Leśniaka

Komentarze (0)

Nie dodano jeszcze komentarzy pod tym artykułem - bądź pierwszy
Zgłoszenie komentarza
Komentarz który zgłaszasz:
"Dziś nie mamy już takiego lidera"
Komentarz który zgłaszasz:
Adres
Pole nie możę być puste
Powód zgłoszenia
Pole nie możę być puste
Anuluj
Dodaj odpowiedź do komentarza:
Anuluj

Może Cię zaciekawić

Sport

Pozostałe

Twój news: przyślij do nas zdjęcia lub film na [email protected]